Doświadczenie epifanii i dramat tworzenia
Był rok 1985, wiosna. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej powstały kolejne ważne obrazy: „Otwarte okno” czy „Zachód słońca”. Danuta Waberska wie, że nadszedł czas, który odmienia ją wewnętrznie – dotyka ją doświadczenie epifanii i zarazem dramat tworzenia. Jak bowiem malować po doznaniu, które przeniknęło całe jestestwo i pozwoliło uwierzyć, że Chrystus jest bratem, że jest obok i… czeka? Że ten oczekujący brat y j , j jest Bogiem!? kraina znaczeń rozpościera się w poprzek niedocieczonej miłości, stanowi stopień do niej i wstęp. Tutaj czekam na twoje dłonie pełne codziennych poczynań Tutaj czekam na twoje dłonie trzymające zwyczajne płótno. W krainę najgłębszych znaczeń wznieś twe ręce, Weroniko – wznieś twe ręce i dotknij twarzy człowieka. (Karol Wojtyła, Weronika) Jest późne, letnie popołudnie. Ulica Królowej Jadwigi w blasku oranżowego światła pozostawionym przez zachodzące słońce. Tak, chciałoby się powiedzieć, że jedyny estetycznie poruszający spektakl, jaki rozgrywa się w Poznaniu dnia powszedniego, to zachody słońca. Wówczas nawet sylweta Hotelu Poznań zdaje się gubić swą toporność i prostacki rysunek. To światło sprawia, że widok ludzi i aut, obrys wzgórza parkowego widziany latem czy może wiosną, wyzwala się z ciężaru dnia powszedniego, niepodległy szarzyźnie. Rozwiązanie urbanistyczne miasta na obrzeżu Górnej Wildy nagle zyskuje inny wymiar. Rzeczywistość przedstawiona zdaje się być tożsama z pejzażem tego fragmentu miasta, ale przecież od pierwszego wejrzenia na płótno wiemy, że to tylko nasze pierwsze odczucie. Bo tu, w przestrzeni, pozornie możliwej do zobaczenia przez każdego z nas, wydarza się coś niezwykłego. I nie jest to jedynie (i aż!), ten sam akt, z którym tak często mieliśmy do czynienia w obrazach Waberskiej już wcześniej – twórczy akt przeniesienia przestrzeni zwykłego pejzażu miejskiego w przestrzeń metafizyczną obrazu. Tym razem rozgrywa się tu coś jeszcze bardziej istotnego.
Twarz Chrystusa
Nad ciemniejącą o tej porze dnia, ale wciąż jeszcze świetlistą ulicą, ponad ludźmi – a zarazem przed nimi, przystanęły chmury, nasycone fioletowawymi szarościami i obwiedzione chłodnym złotem, by ułożyć się w szczególny rysunek. Tak, za chwilę już wiemy, że na niebie pojawiła się twarz Chrystusa z Całunu Turyńskiego. On objawił się ponad ludźmi, a zarazem jest zwieńczeniem drogi, którą idą. Mogą pozostać nieświa- domi Jego obecności, mogą Go nie widzieć, ale i tak zmierzają ku Niemu, ku Centrum. Jest jakaś zdumiewająca cisza obecna w tym obrazie, skupienie i medytacja. Bylibyśmy więcej niż nierozważni, gdybyśmy poprzestali jedynie na kontemplacji malarskich aspektów dzieła. Ten obraz w głębokim sensie stanowi centrum całego malarstwa Danuty Waberskiej, a wystawa w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu w sposób klarowny to odsłoniła. Wszystko, co malarsko było wcześniej, wpisuje się w tę „Drogę ku Centrum” i dalej z niej wypływa. Ale by tą drogą iść, trzeba wiele odwagi – trzeba nade wszystko mieć odwagę rozpoznania własnego powołania, jakie zostało nam zadane, trzeba mieć też odwagę rozpoznania własnej duchowości i talentu, i wreszcie, trzeba umieć – mimo wszystko – szukać własnej drogi twórczej. I na koniec, co szczególnie tu ważne – nie można tracić odwagi w poszukiwaniu nowych środków wyrazu, choćby te znalezione i wypracowane wcześniej, wydawały się dobre i bezpieczne. Malarka tę odwagę posiadła, a trzeba tu podkreślić, że często jest to odwaga heroiczna, zwłaszcza gdy przychodzi jej sprzeciwić się kanonom estetycznym, do których przywiązani są ludzie Kościoła. Przenikasz mnie Panie i znasz mnie [...] z daleka przenikasz moje zmysły, i widzisz moje działanie i mój spoczynek – słowa psalmu są wytchnieniem. Stały się ratunkiem i zarazem zobowiązaniem, by nie ustać w drodze, by nie stracić z pola widzenia zadania, jakie się otrzymało wraz z talentem. Ta świadomość – z jednej strony daje moc, by nie schlebiać gustom tych, którzy dzieło zamawiają, i tych, którzy będą je oglądać; z drugiej zaś – wyznacza oś dramatu twórczego.
Refleksje nad Spotkaniami Nieba i Ziemi
Danuta Waberska nigdy nie tworzyła sztuki skupionej na estetyzujących rozważaniach, poddanej modom czy ograniczającej się jedynie do gier formalnych. Tak było już wówczas, gdy zaczynała malować po ukończeniu PWSSP w Poznaniu w 1969 roku, tak było, kiedy weszła w nurt „nowej figuracji”, gdy nagradzano ją na prestiżowych Ogólnopolskich Konkursach im. Jana Spychalskiego, tak też stało się w latach 80. Nie inaczej jest i teraz. Jej malarstwo zawsze wynikało z głębokich egzystencjalnych przeżyć i rozważań, zakotwiczone w filozofii i literaturze, zmuszało odbiorcę, by nie był jedynie obserwatorem dzieł. Nie każdy był wystarczająco przygotowany, by odczytać i podjąć dyskurs zaproponowany przez artystkę w jej dziele. Ale wówczas zawsze pozostawał świat przedstawiony w jego warstwie „zewnętrznej” – fascynujący, konstruowany często in modo geometrico. Wyczuwalne było napięcie samotności i wyobcowania, przeszywający ból opuszczenia. Tak było. Teraz, jakkolwiek artysta zawsze w akcie tworzenia pozostaje głęboko samotny, malarka nie tracąc z horyzontu tego, co dostępne jest tylko indywiduum, dokonała zarazem otwarcia na to, co może być zbiorowe. Zaproponowała w kapitalnym porządku intelektualnym rozważania teologiczne – refleksja nad Spotkaniami Nieba i Ziemi prowadzi nas przez Drogę Krzyżową do Tego, Który Przychodzi. Razem z nią Szukamy Oblicza. To jest jej, a zarazem głęboko nasze. Tutaj czekam na twoje dłonie pełne codziennych poczynań, tutaj czekam na twoje dłonie trzymające zwyczajne płótno. W krainę głębszych znaczeń wznieś twe ręce, Weroniko wznieś twe ręce i dotknij twarzy człowieka. (Karol Wojtyła, Weronika) Zrozumienie tego możliwe było dla każdego widza, który przyszedł na wystawę „Danuta Waberska u Przyjaciół”, zorganizowaną przez Muzeum Archidiecezjalne w Poznaniu. W znakomitej przestrzeni poddasza imponująco odremontowanego gmachu można było radować się, że słynne powiedzenie Jerzego Nowosielskiego, iż „po impresjonizmie sztuki na świecie jest już naprawdę maleńko” nie dotyczy absolutnie dzieł poznańskiej malarki. Dobrze jest mieć pewność, że obcujemy ze sztuką prawdziwą, z dziełem znakomitym. Świetnie pokazane malarą p ą, stwo i grafika przemówiły więc pełnią swych bogatych znaczeń, służąc Pięknu, Prawdzie i Dobru.