W 1991 roku na sympozjum w sprawie eutanazji w Milwaukee Ryszard Fenigsen, wysokiej klasy polski kardiochirurg od lat mieszkający w Holandii, swoje wystąpienie zatytułował: „Czy będzie eutanazja w Stanach Zjednoczonych?”. Chociaż na zadane przez siebie pytanie nie dał jednoznacznej odpowiedzi, to jednak zauważył, że dokonał się już pierwszy krok w kierunku jej przyjęcia.
Rozpoczęła się już tam bowiem publiczna dyskusja, w której eutanazja uzyskała wiele przychylnych komentarzy. Profesor Fenigsen podkreślał, że tak właśnie przygotowywano holenderskie społeczeństwo do zaakceptowania eutanazji jako czegoś normalnego i zgodnego ze standardami cywilizowanego świata. Wiele lat karmienia ludzi przemawiającymi do wyobraźni scenami cierpienia terminalnie chorych, które uzupełniano prezentacją „naukowych” uzasadnień dla przypadków uśmiercania pacjentów, przyniosło widoczne owoce. W opinii profesora, w taki sposób wyrosły w Holandii całe pokolenia lekarzy i zwykłych obywateli, dla których przeciwstawianie się prawu do eutanazji zaczęło być jednoznacznie postrzegane jako jakiś całkowicie niezrozumiały, a nawet groźny anachronizm.
Kiedy sześć lat później słuchałem wykładu profesora Fenigsena na KUL-u, nie było już wątpliwości, co do odpowiedzi na postawiony przez niego problem. Eutanazja w Stanach Zjednoczonych stała się faktem. W 1994 roku w Oregonie, w referendum 51 procent mieszkańców stanu opowiedziało się za legalizacją tzw. physician-assisted suicide, tj. prawnej procedury zezwalającej lekarzowi na przepisanie terminalnie choremu środka, który po zażyciu spowoduje jego śmierć. Przyjęty wówczas akt prawny o znamiennej nazwie „Śmierć z godnością” zaczął obowiązywać jednak dopiero od jesieni 1997 roku, po tym jak uchylono zakaz prawny blokujący wprowadzenie go w życie. Tak oto Oregon stał się pierwszym na świecie miejscem, gdzie eutanazja uzyskała legalny status. Kolejne próby zablokowania nowego prawa podejmowane przez republikańską administrację okazały się nieskuteczne.
Przeciwnicy eutanazji z dużą nadzieją czekali więc na wypowiedź w tej sprawie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, do którego sprawa dotarła w 2004 r. Niestety, 17 stycznia tego roku sześciu z dziewięciu sędziów tego sądu uznało, że rząd federalny w oparciu o prawo regulujące używanie leków nie może zakazywać lekarzom w Oregonie stosowania pomocy w popełnieniu samobójstwa. Sędziowie negatywnie ustosunkowali się do mocy prawnej instrukcji wydanej w 2001 roku przez prokuratora generalnego J. Ashcrofta. Mówiła ona, iż pomoc w popełnieniu samobójstwa nie stanowi „prawnie uzasadnionego celu”, dla którego legalnie można by przepisać regulowane przez rząd federalny leki.
Jak się umywa ręce
Trzeba przyznać, że trzymając się fachowej terminologii, w Oregonie zalegalizowano nie eutanazję, a „jedynie” procedurę assisted suicide. Do rozróżnienia tych kategorii zwolennicy oregońskiego prawa przykładają ogromne znaczenie, gdyż w ich mniemaniu pozwala im ono na zdystansowanie się od moralnie nagannej eutanazji, która wymaga bezpośrednich działań lekarza czy innej osoby w celu wywołania śmierci chorego czy cierpiącego. Chociaż faktycznie istnieje różnica w moralnej, a także prawnej ocenie eutanazji i procedury assisted suicide, to nie jest ona aż tak wielka, jak wskazują na to jej zwolennicy. Moralny wydźwięk obydwu procedur jest bowiem bardzo podobny. Jeżeli uznałoby się, że pomoc w popełnieniu samobójstwa terminalnie chorego stanowi cywilizacyjny postęp w odniesieniu do bezpośredniego zadawania śmierci choremu, jak w przypadku eutanazji, to za taki sam postęp należałoby uznać również zastąpienie katowskiego miecza szafotem.
Dlaczego Oregon?
Niemal każdego lata wybieram się do Oregonu na górskie wędrówki. Ten stan ma rzeczywiście wiele niepowtarzalnego uroku. Jednak nie zalety krajobrazu były powodem, że legalizację pomocy w popełnieniu samobójstwa udało się dokonać w Oregonie. Pod jednym względem był on idealnym miejscem do przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Stan ten bowiem bił i nadal bije absolutny rekord w Stanach Zjednoczonych jeżeli chodzi o procent osób, które nie przyznają się do związku z jakąkolwiek religią – prawie 70 procent mieszkańców to ateiści. Nic więc dziwnego, że argumenty na rzecz assisted suicide bardziej niż gdziekolwiek indziej mogły trafić tutaj na podatny grunt. Po przegranym referendum w tej sprawie w Kalifornii w 1992 roku, ale i wcześniej, aktywiści wprowadzenia eutanazji w Stanach Zjednoczonych skoncentrowali się na tym właśnie stanie. Z tego samego powodu jako cel walki o legalizację eutanazji wybrano również sąsiedni stan, Washington, w którym związki z religią deklaruje niewiele więcej osób niż w Oregonie. Tu jednak, podobnie jak w Maine i Michigan, większość obywateli opowiedziała się przeciwko proponowanym zmianom prawa.
Obecnie w 44 amerykańskich stanach istnieje prawo wyraźnie zabraniające pomagania w popełnieniu samobójstwa; pozostałe nie mają jakichkolwiek regulacji w tej sprawie, co nie oznacza jednak, że można tam pomagać w popełnieniu samobójstwa chorym. Ciekawe, że w Michigan, nieuznawanym za zbyt konserwatywny stan, po wielu latach bezkarności udało się wydać wyrok wieloletniej kary więzienia słynnemu „doktorowi śmierć”, dr. Jackowi Kevorkianowi, który za pomocą skonstruowanych przez siebie maszyn, nazwanych „Thanatron” i „Mecitron”, pomagał w popełnieniu samobójstwa wielu chorym.
Efekt domina?
Amerykański system prawny jest tak zbudowany, że chociaż poszczególne stany posiadają jurysdykcyjną niezależność, to jednak decyzje sądów stanowych czy federalnych, a także przepisy prawa wprowadzane bądź to w referendum, bądź przez stanowe parlamenty, odgrywają nierzadko znaczącą rolę w kształtowaniu prawa danego stanu. Decyzja Sądu Najwyższego z 17 stycznia chociaż nie ustosunkowuje się wprost do legalności procedury assisted suicide jako takiej, to jednak stanowi wyraźny sygnał dla zwolenników eutanazji, że kolejny bastion oporu został pokonany i czas zwierać szeregi do walki w innych stanach. Mówi ona bowiem, że jakiekolwiek prawo podobnego rodzaju, jak to wprowadzone w Oregonie, nie może być obalone w oparciu o zastrzeżenia wysunięte przez prokuratora generalnego z 2001 roku. Nie oznacza to, że nie można szukać innej drogi do zakwestionowania legalności assisted suicide. Jak się jednak wydaje, znalezienie w tym celu innej, równie silnej podstawy prawnej nie będzie łatwym zadaniem.
Sygnał płynący od Sądu Najwyższego został dostrzeżony. W Kalifornii już przygotowano szczegółowy projekt aktu prawnego nazwanego „Pomoc w umieraniu”, który wkrótce ma być przedstawiony komisji prawnej kalifornijskiego parlamentu, a po jego ewentualnym zaaprobowaniu, poddany pod głosowanie całej izby parlamentu. Został on tak „skrojony”, by wyeliminować niedoskonałości oregońskiego prawa i uczynić bezzasadną krytykę, na jaką napotykają obowiązujące w Oregonie przepisy. I tak np. wprowadzono przepis nakazujący odseparowanie terminalnie chorego od osób, które w jakikolwiek sposób mogłyby stać się beneficjentami jego śmierci.
W najbliższej przyszłości należy spodziewać się podejmowania podobnych inicjatyw również w innych stanach, które będą apelować bądź bezpośrednio do mieszkańców stanów w powszechnych referendach bądź – jak w Kalifornii pomnej porażki w referendum z 1992 roku – do stanowych kongresmanów.
Czy Stany Zjednoczone skazane są więc na działanie efektu domina? Niekoniecznie. Tam, gdzie zawodzą środki prawne, jak w przypadku orzeczenia Sądu Najwyższego, pozostaje również nie mniej ważna, a może równie skuteczna próba zdobycia głosu każdego mieszkańca i każdego kongresmana. To od nich będzie zależeć, czy faktycznie prawo zezwalające na eutanazję zostanie wprowadzone w poszczególnych stanach, czy też nie. Oczywiście, ogromne znaczenie odgrywają tutaj media. Należy jednak pamiętać, że Amerykanie potrafią skutecznie organizować kampanie protestu mające na celu zwrócenie uwagi zarówno prostych obywateli, jak i ich reprezentantów każdego szczebla.
Może dla tych, co nadal chcą żyć w państwie, gdzie absolutnie nikt nie ośmieli się zaproponować ekspresowego odejścia z tej ziemi, dopingujące będą wieści dochodzące od dr. Kevorkiana z miejsca jego odosobnienia. Zapowiedział on mianowicie, że po wyjściu z więzienia, które może nastąpić już za dwa lata, co prawda nie będzie już więcej asystował przy popełnianiu samobójstwa, ale całym sercem zaangażuje się na rzecz wprowadzenia assisted suicide we wszystkich amerykańskich stanach.