(...) Mam prawie 18 lat. Nie mam rodzeństwa. Nie wiem, co robić, ani za bardzo nie mam z kim porozmawiać. Rodzice się kłócą i ciągle straszą wzajemnie rozwodem. Wydaje mi się, że są jeszcze razem tylko ze względu na mnie. Fajnie, ale już bym wolała, by się rozeszli, niż słuchać ich ciągłych kłótni! Czy ja w ogóle mogę coś z tym zrobić? Pogadać z nimi, albo co? Strasznie mnie to irytuje. Muszę coś z tym zrobić! Tylko co?
Mirka
Doskonale rozumiem Twój stan ducha, któremu dałaś wyraz w liście. Sytuacja staje się nie do zniesienia, a Ty czujesz się bezradna. Faktycznie, możliwości działania masz niewielkie. Pozostaje Ci czekać na rozwiązanie, które wybiorą rodzice. A takie czekanie strasznie człowieka niszczy i boli.
Kiedy problem Cię przerasta, kiedy sama nie wiesz, co robić, trzeba poprosić o pomoc. Napisałaś list, świetnie, trzeba szukać dalej. Gdzieś blisko, wokół Ciebie. Kogoś, kto będzie Twoim powiernikiem, przyjacielem, oparciem. Najlepszym "kandydatem" w takiej sytuacji jest Pan Bóg! Od modlitwy i przyjaźni z Jezusem powinnaś więc zacząć. Modląc się, żyjąc wiarą, będziesz miała świadomość, że nie jesteś sama, że czuwa nad Tobą Ktoś większy od nas samych.
Nie wiem, jak to dokładniej wytłumaczyć, ani jak Cię przekonać, lecz zaufanie wobec Boga, powierzenie się Jego opiece, oddanie Mu problemu, zawsze przynosi dobre owoce. Może nie zawsze od razu, bo Pan Bóg nie jest od spełniania zachcianek. Na pewno jednak tak otoczy opieką Twoją rodzinę, by dokonało się w niej to, co dla Was wszystkich będzie najlepsze. Nawet, jeśli na początku wcale tak nie będziesz myśleć, to czas pokaże, że Pan Bóg wskazuje ludziom drogę najlepszą.
Następnym ważnym krokiem z Twojej strony powinno być podzielenie się swoim problemem z zaufanym człowiekiem. Mam nadzieję, że znajdziesz taką osobę w swoim otoczeniu. Może to być ktoś z rówieśników, może wychowawca, pedagog szkolny, może ksiądz z parafii. Ważne jest to, by był to ktoś, kto Cię wysłucha. Niekoniecznie musi dawać Ci rady i próbować pomóc bardziej czynnie. Samo wysłuchanie z uwagą i troską będzie dla Ciebie dużą ulga i pomocą. Warto więc zdobyć się na zaufanie.
Wiem, że trudno się na coś takiego zdecydować. Jesteśmy przyzwyczajeni, to wręcz taka niepisana umowa, że nie rozmawia się o swoich problemach rodzinnych. Mówi się, że "własne brudy trzeba prać w domu, a nie wynosić na zewnątrz". Uważam, że nie jest to akurat zbyt mądre, bo niektórych spraw rodzinnych nie jesteśmy w stanie rozwiązać sami, bez życzliwej pomocy z zewnątrz.
Znowu pragnę Cię zaprosić do modlitwy. W intencji znalezienia dobrego powiernika, żebyś zaufała komuś, kto tego nie zawiedzie. Kto będzie tą odpowiednią osobą. Pan Bóg często stawia na naszych drogach dobrych ludzi. Trzeba się modlić, byśmy umieli ich rozpoznać.
Tak doszliśmy do najtrudniejszego punktu - rozmowy z rodzicami. Jeśli jesteś silna duchem i czujesz wsparcie ze strony Pana Boga oraz drugiego człowieka, to możesz spróbować pogadać z mamą lub tatą. Najlepiej najpierw tylko z jednym z rodziców - z tym, z którym masz lepszy kontakt. Powinnaś do takiej rozmowy się przygotować. Możesz napisać sobie jej scenariusz. Nauczyć się go prawie na pamięć, by emocje nie zepsuły Ci efektu. Po prostu powiedz, co czujesz. Mniej więcej to samo, co napisałaś w liście: że masz już dosyć, że jest Ci przykro, smutno, że bardzo boli Cię to, co dzieje się między rodzicami. Możesz być pewna, że takie słowa głęboko zapadną im w serce i, być może, zapoczątkują zmiany na lepsze. Prośmy o to w modlitwie.