Był pierwszy piątek miesiąca. Piękna, słoneczna pogoda. Wychodziłem z kolejnego domu, w którym udzieliłem Komunii Świętej choremu człowiekowi. W pobliżu robotnicy stawiali nowe ogrodzenie. Jeden z nich podszedł do mnie i powiedział: - Ja przyjdę do księdza, muszę z tego wyjść, żona wcześniej zadzwoni. - Dobrze - zawsze z nadzieją - odrzekłem. Samochód ruszył. Po chwili wchodziłem do kolejnego chorego z Ciałem Chrystusa. Gdy wróciłem do domu, kilka razy odbierałem różne telefony. Także przez następne dni i tygodnie. Niestety, nie zadzwonił ani raz mój rozmówca, nie telefonowała też jego żona. On ciągle choruje na nadmiar alkoholu we krwi...
Pijany mówi to, co trzeźwy myśli.
(przysłowie szwedzkie)
Z roku na rok zmniejsza się liczba ludności w Polsce. Niestety nie zmniejsza się liczba alkoholików w naszym kraju. Potężne oddziaływanie reklam promujących piwo owocuje tym, że po alkohol sięgają coraz młodsi. Pijemy coraz mniej alkoholi mocnych, wysokoprocentowych, natomiast coraz więcej niskoprocentowych, do których zalicza się piwo. W nastolatkach napój ten pozostawia pewien ślad... Tym bardziej latem, gdy temperatura jest wysoka, piwo bardzo skutecznie gasi pragnienie i bardzo skutecznie... osłabia głowę i nogi. Dziewczęta i kobiety z powodu mniejszej ilości wody w organizmie wcześniej się upijają niż mężczyźni. Cały ten problem powiększa, bodaj najskuteczniejsza reklama, mówiąca, że piwo nie jest alkoholem. Cóż za złudzenie!
Wspomniany powyżej mój rozmówca kiedyś był bardzo zamożnym człowiekiem. Po dziś dzień ma rodzinę, w której, niestety, brakuje pokoju i miłości. Dawny szacunek, jakim przed laty się cieszył, zamienił się w litość i współczucie. Przed tym, jak ze mną rozmawiał, wysłał dziecko do sklepu, by kupiło piwo. Rozmawiając ze mną, był już w stanie wskazującym wyraźnie na nietrzeźwość. Był szczery i pełen dobrej woli... bo pijany. Fizycznie był bardzo blisko Jezusa, bo zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od Niego. Duchowo chyba bardzo daleko, bo w niedzielnej Eucharystii uczestniczy sporadycznie. Gdy kiedyś rozmawialiśmy, a on był trzeźwy, ani słowem nie ustosunkował się do mojej propozycji pomocy wyjścia z nałogu. Co więc robić, gdy alkoholik chce wyjść z tej słabości, ale tylko gdy jest nietrzeźwy...?
Problem jest poważny i trudny do rozwiązania. Moim zdaniem wszystkie terapie i środki farmakologiczne mają ograniczoną moc. A wiara w Boga i wypływające z niej zaufanie do Niego zawiera nieograniczoną siłę i możliwości stania się człowiekiem zdrowym, czyli trzeźwym. Poza tym nie tylko w problemie nietrzeźwości, ale każdym innym motywacja religijna należy do najsilniejszych.
Tradycyjnie sierpień to miesiąc, w którym idea trzeźwości i abstynencji jest mocno nagłaśniana. Oczywiście, wszystko za sprawą Kościoła, który w tym czasie namawia do nieużywania alkoholu. Inną kwestią jest kultura picia. Tutaj sprawa jest o tyle trudna, że kultury nie zmienia się w rok czy dwa, ale w ciągu setek lat.
A dla tych, którzy z nałogiem nie mogą sobie poradzić, mam jedną, praktyczną radę. Zbierzcie całą swoją wiarę i módlcie się słowami: Boże, daj nam pogodę ducha, abyśmy zgadzali się z tym, czego nie możemy zmienić. Odwagę, abyśmy zmienili to, co zmienić możemy i mądrość, abyśmy umieli odróżnić jedne sprawy od drugich. "Modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie" (Jk 5,15). Zawsze z nadzieją...