Logo Przewdonik Katolicki

Wierzę w... święty Kościół powszechny

bp Wiesław Alojzy Mering
Fot.

W uroczystych Mszach św. chrześcijanie powtarzają: "Wierzę... w święty Kościół powszechny...". Nie wszyscy wiedzą, że słowa te liczą już prawie 1700 lat, nie są też świadomi tego, co one znaczą i do czego powinny prowadzić ludzi wiary. Co to znaczy, że Kościół jest powszechny? Mówiąc najogólniej, to znaczy, że Kościół dotyczy, obejmuje i przeznaczony jest dla wszystkich...

W uroczystych Mszach św. chrześcijanie powtarzają: "Wierzę... w święty Kościół powszechny...". Nie wszyscy wiedzą, że słowa te liczą już prawie 1700 lat, nie są też świadomi tego, co one znaczą i do czego powinny prowadzić ludzi wiary. Co to znaczy, że Kościół jest powszechny?


Mówiąc najogólniej, to znaczy, że Kościół dotyczy, obejmuje i przeznaczony jest dla wszystkich ludzi. Znaczy także, że Kościoła nie ma poza ludźmi, poza ich sercami; że mówiąc o Kościele nie myślimy o instytucji z jej zaletami, wadami, sprawnością bądź ociężałością; mówiąc o Kościele myślimy o wszystkich ludziach, którzy usiłują wytrwać w wierności Jezusowi i Jego nauce.
Ostatni sobór, ucząc o Kościele podkreślał różne stopnie czy kręgi jego nasycenia i zaliczał doń, oprócz katolików i chrześcijan także wszystkich monoteistów i w ogóle szukających Boga. Nawet więcej, tak naprawdę to człowieka szuka Chrystus, to On jest poruszony pomyłkami i błędami ludzi, którzy odchodząc od Ojca, wybierają pozory dobra zamiast prawdziwych wartości. W opowieści św. Łukasza takiego nieszczęsnego wyboru dokonał przecież syn marnotrawny. Ale zwróćmy uwagę: kiedy syn był jeszcze daleko, kiedy dopiero zamajaczył na horyzoncie - Ojciec już go ujrzał. Co to znaczy? Czy nie tyle, że wyglądał, spodziewał się go i czekał na jego powrót? Czyż nie tak przeżywa się miłość?
Kościół powszechny jest prawdziwy, czyli przekonująco uobecnia w świecie obecność Chrystusa tylko wtedy, kiedy stanowi wspólnotę miłości z Bogiem i między sobą. Ludzie mówią czasem bardzo źle o Kościele: że jest opóźniony w poglądach, niedzisiejszy, średniowieczny (i to ma być określenie pejoratywne!), że tolerował inkwizycję, prześladował myślących czy wierzących inaczej; i być może w jakimś sensie nawet te zarzuty są prawdziwe, bo także - a może na szczęście do Kościoła przede wszystkim są zaproszeni wszyscy ludzie dobrej woli! Nawet, jeżeli nie umieją odpowiedzieć w pełni na oczekiwania Chrystusa - i tak są Mu bliscy. Grzesznik, jak to pięknie mówił Charles Pegy, ma swoje miejsce w samym sercu Kościoła. Czy nie jest to wspaniała prawda? Owszem, ten nienawistny sąsiad, niedobry przełożony, byle jaki i kłopotliwy poddany czy współpracownik też tworzą Kościół; ale nie brak w nim przecież miejsca i dla mnie. Nic tak nie uczy chrześcijanina poszerzania własnego serca jak powszechność Kościoła. Ile razy zdarzało mi się uczestniczyć we Mszy św. daleko od Polski, Europy - byłem szczęśliwy, przekazując znak pokoju moim braciom, z którymi tworzyłem przecież właśnie Kościół powszechny. Ta powszechność oznacza pełnię osiąganą poprzez jedność i porozumienie. Dlatego każdy podział wewnątrz Kościoła jest skandalem, zgorszeniem, grzechem i sprzeciwem wobec nauki samego Jezusa.

Zadania wynikające z powszechności Kościoła


Ogólnoludzkie braterstwo, świadectwo, misyjność (czyli obejmowanie sobą wszystkich i posłanie, skierowanie się do wszystkich ludzi); każde z tych zadań jest trudne. Braterstwo bowiem oznacza uznanie drugiego człowieka za godnego naszej miłości. Jak można nienawidzić brata? Myślę, że w naszym, chrześcijańskim przecież, kraju wiele mamy do zrobienia na tym właśnie polu. I małą jest pociechą, że podziały pojawiły się już w czasach apostolskich, że walczył z nimi św. Paweł. Moglibyśmy przecież po 2000 lat czegoś się jednak nauczyć.
Świadectwo idzie w parze z misyjnością, zapewnia jej skuteczność. Jeżeli przynależność do Kościoła jest moim skarbem, radością, dumą - nie mogę tego zazdrośnie chować dla siebie; muszę się dzielić. A właśnie świadectwo jest tą formą podziału, która ma zarażać i mobilizować wyznawaną wartością innych. W tym sensie działalność misyjna potrzebna jest rodzinie, parafii, diecezji, krajowi, kontynentom, światu - całemu powszechnemu Kościołowi: im jest żywszy, tym pełniej i skuteczniej misyjny. Matka Teresa, ta wielka Święta naszych czasów, zapytana o to, co jest właściwie wrogiem Kościoła, jego zagrożeniem, mówiła, że letnia, byle jaka wiara chrześcijan.
Kościół powszechny musi głosić "wszystkim narodom" Ewangelię miłości, prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia; to ona buduje "jedną rodzinę, jeden lud Boży" (Ad gentes 1). Czy taka Ewangelia może przestać być potrzebą człowieczego serca? Czy bez niej, a więc i bez głoszącego Dobrą Nowinę Kościoła, świat nie stałby się jeszcze bardziej ponury i pozbawiony tak mu potrzebnej nadziei?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki