Logo Przewdonik Katolicki

Notre Dame w ogniu

Jacek Borkowicz
fot. materiały prasowe

W tym filmie nie pada ani jeden trup, a mimo to oglądałem go z zapartym tchem. A bywały też momenty, że i ze łzą w oku. Nie wstydzę się do tego przyznać, bo to żaden tani sentymentalizm. Po prostu bohaterka filmowej opowieści to postać bardzo mi bliska, chociaż nigdy dotąd nie poznałem jej w realnym życiu.

Dzień, w którym ją poznałem, dobrze zapamiętałem, gdyż był to mój pierwszy dzień licealisty. W drodze do szkoły wstąpiłem do księgarni, zwabiony widokiem wystawionej w witrynie świeżo wydanej książki o nieco dziwnym dla mnie tytule. Od tej pory Katedra Marii Panny w Paryżu stała się książką mojego życia. Przeczytałem ją kilkanaście razy. Są ludzie – i jest ich chyba całkiem sporo – których widok gotyckiej katedry nie pozostawia obojętnymi. W tym momencie nasza intuicja wyczuwa kamienną opowieść, która aż się prosi, aby wyrazić ją słowami, konkretyzując w dramatycznej akcji. Victor Hugo właśnie to zrobił, czyniąc paryski kościół obiektem znanym i czczonym nie tylko we Francji, ale też na całym świecie. I to nie tylko wśród wierzących katolików. Można chyba nawet przypuszczać, że pomiędzy zapalonymi czytelnikami książki Hugo ci ostatni stanowią statystyczną mniejszość. Przynajmniej we Francji.
Katolik czy niekatolik, każdy paryżanin utożsamia swoją Notre Dame z matką Jezusa, której wizerunek zdobi jeden z filarów głównej nawy. Wykuty 700 lat temu w białym kamieniu posąg Maryi z Dzieciątkiem stoi tutaj jednak dopiero od 1818 r., gdyż wcześniej znajdował się w niedalekiej od katedry kaplicy św. Aniana z Orleanu (St Aignan), w której modlili się kanonicy. We wnętrzu Notre Dame zastąpił starą figurę, zniszczoną w 1793 r. przez rewolucyjnych radykałów.
Kiedy wieczorem w Wielki Poniedziałek 15 kwietnia 2019 r. iglica kościoła, skruszona pożarem, zawaliła się, przebijając sklepienie i wpadając do wnętrza świątyni, spalone belki i kamienie zaległy rumowiskiem tuż przy figurze. Maryi nie tknął jednak żaden odłamek.
 
Dach plujący ołowiem
Film fabularny Notre Dame płonie wchodzi właśnie na nasze kinowe ekrany. Jego twórca, Jean-Jacques Annaud, to dzisiaj jeden z najwybitniejszych francuskich reżyserów filmowych, znany z takich dzieł, jak Czarne i białe w kolorze, Walka o ogień, Imię róży czy Kochanek. Jego ostatnie dzieło jest w ogólnych zarysach wiernym zapisem tego, co wydarzyło się krytycznego 15 kwietnia. Nawet odgrywani przez aktorów bohaterowie tamtego dnia występują pod autentycznymi nazwiskami. Pod tym względem właściwie można uznać film za paradokument.
Annaud w typowy dla siebie sposób buduje napięcie, pokazując ostatnie momenty przed wybuchem pożaru. Toczy się zwykłe, codzienne życie miasta, przewodnicy w różnych językach opisują osobliwości kościoła. W głównej nawie, jak co dzień, trwa Msza Święta. Ale my już wiemy, że za chwilę rozpocznie się dramat.
Reżyser obficie wykorzystał bogaty materiał archiwalny, chociażby w postaci ujęć płonącego dachu, robionych przez drony. Daje to nam w sumie niesamowite wrażenie uczestnictwa, gdyż wiemy, że efektowne obrazy ginącego zabytku to nie żadne efekty wizualne rodem z Hollywood, ale najprawdziwsze kadry. Annaud dodaje do tego własne zbliżenia stopionego żarem ołowiu, który niczym lawa spływa z dachu i wylewa się na bruk ulicy z kamiennych gardeł chimerycznych stworów, służących za gargulce. Toć to przecież żywy obraz z książki Victora Hugo! W jego powieści garbaty dzwonnik Quasimodo, pragnąc uratować Cygankę Esmeraldę przez szturmującymi katedrę paryskimi żebrakami, topi znaleziony na dzwonnicy ołów, który z kościelnych rynien pluje śmiercionośnym ładunkiem w napastników.
 
Notre Dame płacze
W krytycznym momencie dowódca ratujących Notre Dame strażaków, gen. Jean-Claude Gallet, rozmawia z prezydentem Emmanuelem Macronem. Rozszalałego żywiołu ludzie generała nie są już w stanie opanować bez narażania własnego życia, a ich dowódca nie ma moralnego prawa im tego nakazać. Teraz skutecznie działać mogą już tylko ochotnicy-kamikadze. Ale to już na osobistą odpowiedzialność prezydenta. Nie wiemy jak dokładnie w rzeczywistości przebiegała tamta rozmowa, ale ujęcie twarzy Macrona jest autentyczne: prezydent ściska strażaka za ramię i mruga doń okiem.
W tym czasie wokół katedry gromadzą się tysiące ludzi, paryżan i przybyszów z całego świata. Modlą się – każdy na swój sposób – o ocalenie świątyni. Francuzi śpiewają Ave Maria, turyści z Ameryki intonują Amazing grace. A na południowej wieży strażacy polewają wodą Emmanuela i Marie, dwa największe katedralne dzwony, schładzając je i chroniąc przed pęknięciem. „Gdy po talii Emmanuela spływa woda – pisze Agnes Poirier w książce Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji – cała wieża zaczyna rozbrzmiewać lamentem. – Co to takiego? – dziwią się trzej strażacy. To dzwony kwilą i zawodzą. Notre Dame płacze. Jest 21.35”.
To krytyczny moment akcji ratowniczej. Za chwilę ugaszony zostanie pożar w wieży północnej. Od tego momentu wiadomo już, że katedra ocalała.
Najdzielniejszego ze strażaków zagrał Maximilien Seweryn, syn Andrzeja.
 
Dzieweczka
Pełnym emocji, a jednocześnie całkowicie zgodnym z faktami jest wątek ratowania najcenniejszej relikwii Notre Dame i całej Francji, korony cierniowej Jezusa. Przywiózł ją w 1239 r. do Paryża z Konstantynopola święty król Ludwik IX. Do momentu pożaru spoczywała w kościelnym skarbcu, w sejfie, do którego klucz miała tylko jedna osoba, zarządca katedry Laurent Prades. Ten w krytycznym momencie akurat przebywał na raucie w Wersalu, 20 kilometrów od pożaru. Gdy w telefonie komórkowym wyświetlił mu się obrazek Notre Dame spowitej smugą dymu, rzucił wszystko i ruszył w kierunku świątyni. Metrem, miejskim rowerem, w końcu biegiem. Przebił się przez policyjne kordony i wpadł do skarbca, lecz w emocjach zapomniał szyfru. Jakiś czas trwało, zanim podał mu go przez komórkę jego zastępca. W ten sposób ocalała ważna relikwia chrześcijaństwa.
W tym czasie kapelan strażaków, ryzykując życiem, wyniósł z tabernakulum Pana Jezusa.
U Annauda jest scena, w której z tłumu wiernych ewakuowanych ze Mszy wyrywa się mała dziewczynka i biegnie pod figurę Maryi. Zanim dogoni ją przerażona matka, mała klęka, krótko się modli, następnie zaś zdejmuje z kucyka gumkę z banalnym serduszkiem i owija nią wotywną świecę. Ta skromna ofiara „dzieweczki”, która niczym Joanna d’Arc XXI stulecia targuje się z Bogiem, rzucając na szalę własną niewinność, również przetrwała kataklizm. I z tego powodu film Jeana-Jacques’a Annauda, aczkolwiek traktuje o katastrofie, nie jest bynajmniej dziełem katastroficznym.
 
Notre Dame płonie
Jean-Jacques Annaud
Francja 2022

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki