Muzeum mieści się w średniowiecznym zamku, malowniczo położonym nad brzegiem Górnego Jeziora Zuryskiego (Zürcher Obersee). Zamek stanowi największą turystyczną atrakcję tego niewielkiego miasteczka. Ale samo polskie muzeum interesuje mało kogo spośród miejscowych, a nawet Polaków przyjeżdża tutaj stosunkowo niewielu. Samorząd Rapperswilu, co zrozumiałe, pragnie w bardziej wydajny sposób eksploatować walory zabytkowego zamku, tak aby mógł on lepiej służyć całej lokalnej wspólnocie.
Problem w tym, że obecność na zamku Muzeum Polskiego swoją symboliczną rangą wykracza daleko poza obręb gminy. Mieszcząca się tam instytucja jest najstarszym polskim muzeum narodowym, jej zbiory dały też początek Bibliotece Narodowej w Warszawie. Co więcej, w latach zaborów, a także Polski zniewolonej przez sowiecki komunizm, istnienie muzeum było mocnym świadectwem wolnego ducha narodu. W tym czasie związali się z nim najwybitniejsi przedstawiciele naszej kultury. Decyzja lokalnej administracji urasta więc do kwestii, które mogą wręcz rzutować na całość dobrych przecież dotąd stosunków między Polską a Szwajcarią.
Lata świetności i fatalna decyzja
Muzeum założył w 1870 r. hrabia Władysław Plater, poseł na sejm w czasie powstania listopadowego, później zaś wybitny działacz Wielkiej Emigracji. W wydzierżawionym na 99 lat zamku umieszczać począł polskie pamiątki, obrazy i rzeźby, a także cenne druki oraz rękopisy. Trzeba pamiętać, że na terenie podzielonego rozbiorami kraju instytucji narodowego muzeum, z oczywistych powodów, być nie mogło, zaś muzeum na Wawelu wtedy jeszcze nie powstało. W tych trudnych politycznie warunkach tak szybki rozwój podobnej placówki na emigracji był jednak możliwy dzięki hojnym darom polskiego uchodźstwa, którego znaczącą część stanowiły bogate arystokratyczne rodziny, właściciele cennych zbiorów sztuki.
W ten sposób muzeum w szwajcarskim Rapperswilu urosło do rangi czołowego polskiego ogniska kultury, a Plater, który umarł w 1889 r., w pełni zasłużył na grób umieszczony na zamkowym dziedzińcu. Spoczywa tam do dziś.
Samo wymienianie nazwisk artystów, uczonych czy działaczy niepodległościowych, którzy w owej dobie przewinęli się przez zamkowe korytarze, przekroczyłoby rozmiary tego tekstu. Dość wspomnieć, że w latach 1892–1896 pracował tu, jako bibliotekarz, Stefan Żeromski. To za jego czasów trafiła na zamek urna z sercem Tadeusza Kościuszki. Umieszczono ją w wieży zamkowej.
Gdy wybuchła niepodległa Polska, zbiory, zgodnie z testamentem założyciela, specjalnie wynajętym pociągiem w 1927 r. przewieziono do kraju. Mieszkańcy miasteczka żegnali stare muzeum biciem w dzwony, zaś serce naczelnika Kościuszki otrzymało na drogę honorową asystę oficerów szwajcarskiej armii.
Powstało wówczas pytanie: co zrobić z opustoszałym zamkiem, którego dzierżawa przeszła na polskie państwo? W 1936 r. zwyciężyła koncepcja umieszczenia tam zmiennej wystawy polskiej sztuki współczesnej. Kustoszem nowego muzeum została artystka Halina Jastrzębowska-Kenarowa. W latach wojny pani dyrektor zaangażowała się w pomoc polskim żołnierzom, internowanym w Szwajcarii po upadku Francji, założyła też szkółkę dla młodych Polek, którym udało się zbiec z robót przymusowych przez niemiecką granicę.
Decyzja przewiezienia do Polski rapperswilskich skarbów narodowej kultury, choć oczywista, okazała się fatalna w skutkach. Przepadły one w 1944 r. w gruzach stolicy.
Zamiast muzeum sala weselna
W 1945 r. na zamku w Rapperswilu położyła rękę Polska komunistyczna. Nowi dzierżawcy zamierzali utworzyć tam „muzeum” walki rewolucyjnej, obwieszone czerwonymi sztandarami oraz portretami Marksa i Stalina. Na to z kolei nie chciał się zgodzić właściciel. Gmina Rapperswil, słusznie zakładając, że nie taka była wola hrabiego Platera, w 1949 r. wypowiedziało umowę dzierżawy.
Istniała jednak kolejna, silna polska emigracja, liczni i wpływowi byli też szwajcarscy przyjaciele wolnych Polaków. To dzięki nim w 1975 r. Muzeum Polskie wróciło na zamek. I znowu szybko pojawiły się tam bogate zbiory, choć nie tak cenne, jak te sprzed 1927 r. Powtórzyła się historia: choć nie było niepodległej Polski, jej duch „z wolnej ziemi Helwetów przemawia do sprawiedliwości Boga i świata” – jak głosi napis umieszczony na kolumnie wystawionej przez Platera w 1868 r., w setną rocznicę konfederacji barskiej. Kolumna, którą wieńczy podrywający się do lotu orzeł, stoi dziś niedaleko głównej zamkowej bramy.
Gdy w 1989 r. Polacy wyzwolili się z komunistycznych kajdan, Rapperswil, siłą rzeczy, stracił ten walor ogniska oporu. Stał się zwykłym muzeum, tyle że o chwalebnej przeszłości. W dodatku zmieniły się czasy, a nowe pokolenie Szwajcarów już nie tak chętnie patrzyło na obecność polskiej instytucji w murach ich największej lokalnej atrakcji. W 2008 r. Bruno Hug, miejscowy przedsiębiorca i wydawca poczytnej gazety „Obersee Nachrichten”, rozpoczął kampanię na rzecz wypowiedzenia Polakom umowy po raz wtóry. Pięć lat później doprowadził do referendum, w którym znacząca większość obywateli Rapperswilu opowiedziała się przeciwko kontynuowaniu na zamku działalności Muzeum Polskiego. Zwyciężył argument zastąpienia go restauracją, w której można będzie urządzać rocznie 400 dochodowych przyjęć weselnych. Hug, działacz nacjonalistycznej i antyimigranckiej Szwajcarskiej Partii Ludowej, odwołał się tu do praktycznego zmysłu rodaków oraz przejawiającego się czasem z ich strony braku zainteresowania tym, co wykracza poza opłotki własnej gminy.
Decyduje tylko gmina
Obecna decyzja jest konsekwencją tych działań. Na niewiele zdała się osobista interwencja prezydenta Andrzeja Dudy w 2017 r., jak również mediacja, podjęta rok później przez polskiego ambasadora. W ubiegłym roku władze miasteczka usztywniły swe stanowisko, definitywnie potwierdzając wolę pozbycia się Muzeum Polskiego z terenu zamku. Jedyne ustępstwo to jeden rok dłużej, niż pierwotnie planowano, na likwidację placówki.
Polskie władze próbowały załatwić sprawę a to ze szwajcarskim prezydentem, a to z władzami kantonu Sankt Gallen, do którego Rapperswil należy. Trzeba jednak pamiętać, że w Szwajcarii o sprawach lokalnych naprawdę decydują lokalne społeczności, a władze wyższego szczebla, choćby bardzo chciały, niewiele tu mają do powiedzenia. O przyszłości zamku na Rapperswilu zadecyduje gmina Rapperswil – i to z jej przedstawicielami od początku należało rozmawiać. Z drugiej strony wypada wyrazić żal, iż władze miasteczka nie rozumieją, że „polska epoka” na zamku jest już nie tylko częścią historii Polski, ale także Szwajcarii.
25 października, w 150-lecie istnienia szacownej instytucji, odbędzie się walne zebranie Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego. Ono zadecyduje, co robić dalej.