Pojęcie binge watching, które do języka polskiego wkradło się niedawno, jest często źle rozumiane. Wydaje się, że chodzi o przywiązanie do seriali i ich częste oglądanie. Otóż nie. Określenie binge watching powstało jako analogia do binge eating – niepohamowanego objadania się będącego elementem bulimii. Istotą nie jest tu samo umiłowanie seriali, co oglądanie ich wielogodzinnymi ciągami, poza kontrolą, mimo poczucia, że powinno się już przestać. Czy to coś szkodliwego? Owszem. Czy oglądanie całego sezonu serialu za jednym zamachem różni się od czytania dobrej książki do białego rana? Tak, zasadniczo.
Dlaczego kochamy seriale
Film fabularny ma określoną budowę. Specjaliści rozróżniają szereg typowych przebiegów fabuły, jednak każdy film ma zdecydowane zakończenie. Odcinki seriali nie mają zakończenia, tylko „zawieszenia” – rozpoczęte, lecz niedokończone wątki, intrygi. Dlaczego jest to ważne?
Jedno z najsławniejszych badań z psychologii poznawczej z ubiegłego wieku przeprowadzone przez Blumę Zeigarnik z zespołem polegało na tym, że dawano uczestnikom eksperymentu zadania do rozwiązania. Niektórzy mieli tyle czasu, że spokojnie mogli je dokończyć. Innym przerywano. Następnie badano, ile pamiętają z tego zadania. Okazało się, że ludzie, którym przerwano, pamiętają o wiele więcej. Są też skłonni do zadania powrócić. To eksperymentalnie udowodnione pragnienie domykania zadań nazwano efektem Zeigarnik.
Właśnie to zjawisko wykorzystywane jest w serialach. Zasadnicza intryga odcinka zostaje rozwiązana, lecz na samym końcu pojawia się „zawieszenie” – niewielki poboczny wątek, który jednak zaciekawia.
W przeszłości, w czasach seriali nadawanych raz w tygodniu, powodowało to pełne podniecenia oczekiwanie na kolejny odcinek. Dziś, w czasach internetu powoduje to, że chcąc się dowiedzieć, co było dalej, klikamy na kolejny odcinek. A na jego końcu czeka kolejne zawieszenie. W rezultacie ktoś po maratonie oglądania dochodzi do końca sezonu i z poczuciem winy odkrywa, że stracił wiele godzin życia.
Dodatkowy element wciągający nas w seriale to personalizacja. Aplikacje, z których korzystamy zapamiętują nasze preferencje i sugerują filmy podobne do już znanych. Dzięki temu nie musimy szukać nowej rozrywki, bo jest nam ona dobierana i podawana na tacy (jakże łatwo stwierdzić: „tylko kliknę, żeby zobaczyć, co to tam jest” i wciągnąć się w oglądanie kolejnego serialu).
Problemy binge watchingu
Strata czasu to jednak tylko jeden z problemów. W 2017 r. ukazało się badanie naukowców z Melbourne, łączące nałogowe oglądanie seriali z chorobami zapalnymi. Osoby oglądające filmy średnio powyżej czterech godzin dziennie mają o 74 proc. wyższe szanse poważnych chorób niż osoby oglądające mniej niż dwie godziny dziennie. Składa się na to wiele czynników. Podstawą jest brak ruchu. Jeżeli ktoś pracuje na siedząco, a potem znów siedzi przed ekranem wiele godzin, nie wykonuje niezbędnego dla zdrowia minimum ćwiczeń fizycznych. Osiem godzin siedzenia w pracy, po pół godziny w czasie dojazdu i powrotu i cztery godziny przez ekranem dają w rezultacie 13 godzin bez ruchu na dobę. Dokłada się do tego typowe dla oglądania filmów podgryzanie przekąsek, zwłaszcza tzw. śmieciowego jedzenia (chipsów, chrupek, napojów gazowanych itp.), co też nie wpływa korzystnie na zdrowie.
To nie koniec problemów. Filmy są specyficzną formą rozrywki. Szybko zmieniające się sceny (zmiany w świecie rzeczywistym następują zdecydowanie wolniej) aktywizują co chwila odruch orientacyjny. Jest on naturalną reakcją organizmu na nagłe zmiany w otoczeniu, służy błyskawicznej ocenie, czy zmiana nie jest przypadkiem zagrożeniem. To ciągłe pobudzanie uwagi związane jest z wydzielaniem adrenaliny (niewielkich ilości, ale wystarczających do utrzymania stanu lekkiego pobudzenia), a następnie – gdy okazuje się, że zagrożenia nie ma – hormonów przyjemności (także w niewielkiej dawce). W rezultacie człowiek przez cały czas oglądania jest przyjemnie ożywiony, a zarazem zrelaksowany. Niestety, działa to tylko tak długo, jak długo oglądamy film. Po jego zakończeniu człowieka dopada zmęczenie.
Problem uzależnienia
Dodatkowy kłopot pojawia się, gdy dla kogoś oglądanie seriali staje się podstawową (a czasem jedyną) formą relaksu czy poprawy nastroju. W takiej sytuacji dzień bez przynajmniej jednego odcinka serialu staje się dniem straconym, a ofiara uzależnienia jest rozdrażniona.
Gdy ktoś zaczyna zauważać u siebie objawy uzależnienia (obsesyjne skupianie uwagi na używce, rozdrażnienie i nieumiejętność skupienia się, gdy używki brakuje itp.), może próbować z tym walczyć. Z reguły siłą woli, czyli postanowieniem, że już nigdy więcej. Takie postawienie sprawy najczęściej kończy się jednak porażką. Potrzebne jest podejście kompleksowe – zastanowienie się, na co „lekarstwem” ma być używka (często to sposób łagodzenia napięcia, odstresowania, ucieczki od myślenia o kłopotach itp.) i znalezienie innych, zdrowych sposobów na zaspokojenie tej potrzeby.
Zwykłe zaciśnięcie zębów prowadzi właśnie do binge watchingu: ktoś, kto dotąd oglądał codziennie np. dwa odcinki serialu (odczuwając niepokój, jeśli tego zabrakło), zachowuje abstynencję przez cały tydzień, a w weekend oddaje się niekontrolowanemu oglądaniu. Z dwojga złego mniej szkodliwe jest już regularne korzystanie z używki niż sporadyczne kilku- czy nawet kilkunastogodzinne sesje oglądania filmów.
Jak nie dać się zniewolić
Przede wszystkim pamiętajmy, że seriale są dla ludzi. To może być sympatyczna rozrywka, byle z umiarem.
Załóżmy, że serial, który oglądasz ma typową konstrukcję, czyli po zasadniczej części odcinka pojawia się „zawieszenie” – drobna, niezakończona intryga, której rozwiązanie nastąpi na początku kolejnego odcinka, przed kolejną treścią zasadniczą. Aby uniknąć efektu Zeigarnik, możesz przerwać oglądanie w dwóch momentach: przed „zawieszeniem” (zwykle ostatnie pięć minut odcinka) lub po domknięciu „zawieszenia” na początku kolejnego odcinka (najczęściej pięć pierwszych minut odcinka).
Inny sposób to wyznaczenie sobie żelaznych ram oglądania – oglądam tyle, ile trwa jeden odcinek. Można to sobie ułatwić, instalując aplikację automatycznie wyłączającą program do odtwarzania/ dostęp do określonej witryny/ dostęp do internetu po określonym czasie.
Warto też planować sobie różne rodzaje rozrywki, by nie wpaść w pułapkę binge watchingu po prostu z nudów.
***
Piszę ten artykuł, będąc z dziećmi na feriach. Mamy dookoła góry śniegu, jednak pierwszy śniegowy szał już minął. Jednocześnie nie ma tu telewizora. Właśnie słyszę, jak nasz dziesięcioletni syn zaczyna marudzić, że się nudzi. Ustawia go siostra bliźniaczka: „Po prostu zrób sobie listę fajnych rzeczy i wybierz coś z niej. To proste. Ja wybrałam wymyślanie własnej gry i się nie nudzę”. Podoba mi się to podejście.