Chrześcijanie to prawie połowa mieszkańców Nigerii. Tak znacząca liczba nie znaczy jednak, że są w tym kraju bezpieczni. Zagrożenie płynie z dwóch źródeł. Pierwszym jest ugrupowanie dżihadystów Boko Haram, drugim – muzułmańscy pasterze z plemienia Fulani.
Jak mówi bp Makurdi Wilfred Chikpa Anagbe, pasterze realizują skrzętnie przygotowany program islamizacji wszystkich obszarów centralnej Nigerii, czyli terenów zamieszkiwanych w większości przez chrześcijan. Lokalne media informują, że ich ataki zbierają dużo bardziej krwawe żniwo niż ataki terrorystów z Boko Haram w północno-wschodniej części kraju. Według raportów od 2010 do 2013 r. jedynie w regionie Plateau, Fulani zamordowali ponad 500 chrześcijan, niszcząc przy tym całe wioski. W 2017 r. zaatakowali ponad 50 chrześcijańskich wiosek. Rok później było jeszcze gorzej. Jak donosi „Christian Post”, w 2018 r. pasterze Fulani odpowiedzialni są za śmierć tysięcy chrześcijan w Nigerii.
Rok 2019 r. nie zapowiada się na lepszy. Tylko w lutym zamordowanych zostało ponad 120 z nich. W kolejnym miesiącu – dokładnie 11 marca – członkowie plemienia Fulani, dokonali pacyfikacji dwóch wiosek: Inkirimi i Dogonnoma. Śmierć od maczet, kul i ognia poniosły 52 osoby, w tym kobiety i dzieci, a zniszczonych zostało ponad 140 domów. Dzień wcześniej do podobnej rzezi doszło w wiosce Ungwan Barde w rejonie Kajuru, gdzie zabito 17 osób.
Kto jest katem, a kto ofiarą?
Wszystko zaczęło się w niedzielę 10 lutego 2019 r., kiedy muzułmańscy pasterze z plemienia Fulani zaatakowali we wsi Ungwar Barde. W ataku zginęło 10 osób, w tym kobieta w ciąży. Lokalny samorząd w Kadunie w żaden sposób nie potępił tej zbrodni. Pięć dni po ataku gubernator Nasir Ahmad El-Rufai w telewizji krajowej ujawnił za to, że agencje bezpieczeństwa odnalazły ciała 66 pasterzy Fulani, zabitych przez społeczność Adary. Niedługo potem bilans zabitych wzrósł do ponad 100 ofiar. Jednak rzekome zarzuty gubernatora nie zostały udowodnione: nikt nie pokazał zdjęć ofiar, ani nie rozpoczął oficjalnego dochodzenia w tej sprawie. Mieszkańcy Adary uważają, że zarzuty gubernatora to oszczerstwa, których miał się dopuścić dlatego, że sam wywodzi się z plemienia Fulani i jest nieprzychylny chrześcijanom.
– Oskarżenie chrześcijan przez gubernatora El-Rufaia o zamordowanie pasterzy Fulani przez społeczność Adary przygotowało grunt pod kolejne represje wobec chrześcijan – mówi ks. Williams Kaura Abba, który stoi na czele ruchu zabiegającego o pokój w Nigerii. – W ciągu jednego miesiąca byliśmy świadkami barbarzyńskich ataków dokonywanych przez pasterzy na mężczyznach, kobietach, dzieciach, a także osobach starszych. Lokalna społeczność została zdziesiątkowana, a niepewność jutra prześladuje niemal wszystkie miasta i wioski w regionie – dodaje.
Pokojowa manifestacja
19 marca w związku z atakami pasterzy Fulani odbyła się pokojowa manifestacja w stolicy kraju, Abudży. – Ta pokojowa procesja pokazuje dziś nasze zaangażowanie w przywrócenie pokoju nie tylko w społecznościach Adary, ale także w innych obszarach południowej Kaduny, które są narażone na ataki. Wzywamy naszych braci Nigeryjczyków i społeczność międzynarodową do wywarcia nacisku na rząd Nigerii, aby przyszedł nam z pomocą, kończąc to ludobójstwo. Najbardziej niepokojący jest fakt, że podczas gdy lud Adary opłakuje swoje rodziny, gubernator Nasir El-Rufai wtrącił do więzienia pod fałszywymi zarzutami jego przywódców – mówi
ks. Williams Kaura Abba.
Istnieją teorie mówiące o tym, że pasterze Fulani są powiązani z dżihadystami z Boko Haram, którzy już od dawna chcą siłą wprowadzić na terenie całego kraju szariat. Szacuje się, że ponad 2 tys. dziewcząt i chłopców pozostaje w niewoli Boko Haram. Uwięzieni są zmuszani do porzucania swojej wiary, ślubu z bojownikami, a ci, którzy się temu przeciwstawiają, poddawani są torturom. Do 2018 r. wskutek działalności tej grupy terrorystycznej życie straciło ponad 20 tys. ludzi, a ci, którzy przeżyli, zostali zmuszeni do opuszczenia swoich wiosek.
Nie chcę tego pamiętać, ale nie mogę zapomnieć
„Kiedy po raz pierwszy zjawili się w naszej wiosce, jedliśmy kolację i usłyszeliśmy strzały. Uciekliśmy w góry. Mieliśmy szczęście. Przez dwa dni, kiedy tam byliśmy, to strach przed śmiercią utrzymywał nas przy życiu. Wróciliśmy do spalonych domów i kościołów. To doprowadziło do kryzysu między chrześcijanami i muzułmanami, który został zażegnany dopiero przez interwencję wojskową”.
To nie był jednak koniec problemów. Niecały tydzień później Boko Haram uderzyło ponownie. „Gdy tylko wtargnęli do mojego domu, zaczęli mnie bić. Kiedy dotarłam resztką sił do miejsca, gdzie ukrywały się moje dzieci – Daniel i Salome – zobaczyłam napastników. Wyglądali, jakby bawili się całą tą sytuacją. Moje dzieci miały wtedy tylko po kilka lat. Ich drobne ciała przypominały lalki, które bezradnie czekają w kącie dziecięcego pokoju. Poczułam, jak kolana uginają się pode mną, a oczy napełniają się łzami. Bałam się, co może się z nimi stać, szczególnie mojej córce. Wtedy jeden z żołnierzy Boko Haram zaciągnął mnie do innego pomieszczenia, bym była świadkiem śmierci mojego męża. Bardzo powoli mordowali go, za każdym razem upewniając się, czy wszystko widzę. Nie chcę tego pamiętać, ale nie mogę zapomnieć uczucia strachu w jego oczach. Potem zabrali moje dzieci.
Po pół roku postanowiłam je odnaleźć. Za każdym razem, gdy mijałam oddziały Boko Haram, czułam ogromny strach. W końcu zostałam schwytana. W głębi serca poczułam ulgę, ponieważ w pewnym sensie czułam się bliżej moich dzieci. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam, była moja teściowa – byłam szczęśliwa, że nie pyta mnie o swojego syna, bo nie wiem, jak miałabym opowiedzieć jej to, co się stało. Za nią pojawiły się moje dzieci, które w niewoli zostały zislamizowane – Daniel został Musą, Salome stała się Jaganą”.
Catherine Ibrahim postanowiła wyrwać się z rąk swoich oprawców. „Próba ucieczki nie powiodła się. Dzieci znów zostały mi odebrane, a ja zostałam przewieziona do innego obozu. Przez dwa tygodnie byłam związana i torturowana do nieprzytomności. Przy życiu utrzymywała mnie jedynie moja wiara. Codziennie modliłam się w swoim języku. Okazało się, że strażnik był z mojego plemienia. Pomógł mi i zostałam uwolniona po trzech miesiącach.
Po powrocie z obozu byłam prawie całkowicie niesprawna. Opiekowała się mną teściowa, a Kościół pomógł mi w leczeniu. Proboszcz katedry w Maiduguri zabrał mnie do prywatnego szpitala, gdzie przez sześć miesięcy poddawana byłam fizjoterapii. Po trzech latach, 2 marca 2017 r., ponownie spotkałam się z moimi dziećmi. Po starciu z Boko Haram uratowali ich żołnierze. Teraz, gdy jestem z powrotem z nimi i teściową, moja radość nie zna granic. Jednakże obraz śmierci mojego męża będzie mnie prześladować do końca życia”.
Catherine Ibrahim
Mieszka w obozie dla uchodźców prowadzonym przez katolicką diecezję Maiduguri w stanie Borno. Boko Haram zabiło jej męża i porwało dzieci