Jasne, niekiedy krytyczne opinie same cisną się na usta, ale ograniczanie się do nich nie zmieni absolutnie niczego.
Co zatem trzeba robić? Franciszek mówi prosto. Boga głosi się „nie na mocy przekonywania, nigdy nie narzucając prawdy, ani też nie upierając się przy jakimś obowiązku religijnym czy moralnym. Boga głosi się, spotykając osoby, zwracając uwagę na ich historię i przebytą przez nich drogę”. Nadzwyczajny synod poświęcony rodzinie i będąca jego efektem papieska adhortacja Amoris laetitia wywołały szereg komentarzy dotyczących (nie)małżeńskich relacji. Ale mnie ostatnio uderzyło co innego. Okazało się, że w mojej parafii już co czwarta para przychodząca ochrzcić swoje dziecko to związek niesakramentalny. Znajomy ksiądz, który na co dzień spotyka się z rodzicami w biurze parafialnym powiedział mi, że… to i tak dobry wynik, bo według niego bez ślubu kościelnego żyje z sobą już co druga para przynosząca dziecko do chrztu. Takie są fakty, a nasze pomstowanie na świat, społeczeństwo i ludzi ich nie zmieni. Czy to oznacza, że nic nie można zrobić?
„Nie jesteśmy prorokami nieszczęścia, lubującymi się w tropieniu zagrożeń” – mówi papież. Faktycznie, gdyby spojrzeć na sprawę pozytywnie, możemy dostrzec, że jednak wbrew temu światu, przyszli do Kościoła. Może ze względu na tradycję albo presję rodziny, ale jednak są. Wśród nich są pewnie tacy, którzy ze względu na swoją przeszłość nie mogą ponownie zawrzeć związku małżeńskiego, jak i tacy, którzy nie mają na tej drodze żadnych przeszkód. Czy przyjdą drugi raz? Jeśli zamiast przypomnienia wymagań Ewangelii usłyszą tylko „gorzki osąd”, to następnym razem spotkamy się z nimi pewnie przy okazji Pierwszej Komunii ich dziecka, bo negatywne traktowanie może przynieść tylko negatywne skutki.