Znowu zrobiło się głośno o niemieckim serialu Nasze matki, nasi ojcowie. Idzie jak burza, prawa do jego emisji kupiło już 60 krajów, spadł na niego deszcz nagród. A to dopiero początek.
O czym jest film
Tę niemiecką produkcję o II wojnie światowej pokazano w marcu tego roku w niemieckiej telewizji publicznej ZDF. Jest to historia Niemców, piątki przyjaciół: dwóch dziewczyn i trzech chłopców z dobrych domów, dojrzewających w końcu lat trzydziestych. Czworo z nich to „aryjczycy”, jeden jest Żydem. Trochę wierzą propagandzie hitlerowskiej, trochę widzą jak jest naprawdę, jak domyka się totalitaryzm; tańczą, bawią się, bo są młodzi, w miarę możliwości nie myślą. Rzeczywistość zapuka do nich wraz z Gestapo, mobilizacją do wojska. Wierzą, że „idą tam bronić naszych”. Oglądamy ich losy – czworo na wojnie na wschodzie, czyli w Polsce i w ZSRR, jedna z dziewczyn robi karierę piosenkarki w Berlinie. Broni życia swego ukochanego Victora, Żyda, romansując z majorem Gestapo. Victor ucieka do Polski, gdzie przystępuje do oddziału polskich partyzantów, dziewczyna zaś ląduje w berlińskim więzieniu z zemsty kochanka. Akcja, jak widać, zawiązana jest bardzo ciekawie, gra aktorów świetna, środki filmowe na wysokim poziomie; ekipa nie próżnowała, przemieszczając się po całej Europie Wschodniej. Trzeba powiedzieć, że Niemcy nie oszczędzali swoich „matek i ojców” w tym filmie, pokazali może nie całą prawdę, ale w trzech odcinkach i tak nie byłoby to możliwe. Jest tam agresja, zwyrodnialstwo, walki uliczne, łapanie Żydów jeszcze przed wojną na ulicach Berlina, bydlęce wagony do obozów zagłady, śmierć za wszystko, wojna w Polsce i w Rosji. Wstrząsające jest zakończenie filmu (nic ważnego nie zdradzam), w którym okazuje się, że w powołanej przez aliantów administracji niemieckiej zatrudniono... zbrodniarza z Gestapo, bo jest fachowcem. Czy to nam czegoś nie przypomina? Niestety, w filmie pokazani są nie tylko Niemcy i ich losy. Pokazane są także narody podbijane, zaznaczeni Ukraińcy („naród, co mieszka w Smoleńsku”), dość naiwny obraz Rosjan, jednakże budzących w Niemkach uzasadniony w filmie paniczny strach. Pokazani są też, co najbardziej nas obchodzi, Polacy, oddział Armii Krajowej z opaskami na rękawach.
Wypaczona historia
Polacy z AK to w tym filmie wiecznie pijana, zmęczona i brudna grupa, przypominają żywo handlarzy jeżdżących do Berlina w końcu lat 80. Wyzyskują okolicznych chłopów, to po prostu uzbrojona banda, a nie żołnierze państwa podziemnego. Żadna argumentacja, że różnie bywało, że ludzie byli różni, nie ma tu zastosowania. Twórca serialu wie doskonale, że pokazując osoby, tworzy typ. Typ polski (by użyć sformułowania George’a Lucasa) był inny. Dokumentacja zdjęciowa z okresu wojny pokazuje zawsze młodych ludzi o szlachetnych myślących twarzach, zawadiacko gotowych na śmierć. Ale to jeszcze głupstwo. Polacy wystąpili w tym filmie jako ludzie tak nienawidzący na każdym kroku Żydów, że uprawnia to obcych do wyrażania poglądu, że Holocaust był możliwy tylko w Polsce, a Polacy pomogli Niemcom wykończyć naród wybrany. Można by mnożyć opisy scen, w których Polacy są właśnie tacy. Na każdym kroku podkreślają swoją nienawiść do Żydów. Najbardziej bulwersująca scena to atak oddziału AK na pociąg z bronią. Pomysł sam w sobie dziwny; w biały dzień, doskonale widoczna kilkudziesięcioosobowa grupa w trawie ostrzeliwuje niemiecki pociąg, a ten zamiast przyspieszyć, zatrzymuje się. Strażnicy niemieccy zainstalowani na dachach wagonów padają jak muchy, maszynista wysiada z lokomotywy, chyba żeby było go łatwiej ubić. Polacy otwierają wagony, rozładowują broń i amunicję, a tu w części wagonów stłoczeni wynędzniali Żydzi w pasiakach. Nawiasem mówiąc, kolejna bezsensowna scena, dokąd i po co w 1943 r. przewoziliby Niemcy wyniszczonych Żydów z obozów? Brednia, ale dobrze, uznajmy, że to scena symboliczna. Prowadzi jednak wprost do strasznego zakończenia. Polacy mówią do siebie: ach nie, to Żydzi! I zamykają z powrotem wagony. Żydów uwolni dopiero Victor z Berlina. Podobne zwyrodnialstwo moim zdaniem nie mogło się wydarzyć i nigdy nie wydarzyło. Z bogatej literatury wojennej wiemy, że pociągi akowcy raczej wysadzali, a ocalałych ludzi – jakiejkolwiek narodowości, prócz wiezionych na front Niemców – uwalniali. Polacy jednak, te zwyrodniałe prymitywy, pojawiają się w filmie od czasu do czasu, powtarzając i utrwalając kłamliwy stereotyp naszej nacji – jako ludzi i jako wspólnoty, dzięki temu poprawiając obraz równie zwyrodniałych Niemców. Na pewno nikt w Europie po takim filmie nie będzie chętnie podawał nam ręki.
Reakcja na film
Polacy zareagowali na te kłamstwa natychmiast po emisji serialu w Niemczech, alarmowali, smakowitsze kawałki filmu znalazły się też szybko w internecie. Wybuchła burza. Protestowały rozmaite organizacje i osoby prywatne, a nawet ambasador Polski w Berlinie. Prezes TVP Juliusz Braun w liście do dyrektora generalnego ZDF napisał, że polski wątek serialu „nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępiony i odrzucony”, że w filmie posłużono się „krzywdzącymi i fałszywymi uproszczeniami w obrazie historycznym Polski i żołnierzy AK”. Ale mimo to go kupił, a Telewizja Polska wbrew licznym protestom pokazała serial w czerwcu br., by polska opinia publiczna mogła wyrobić sobie własne zdanie. Film obejrzało 3,35 mln osób. Ktoś zaskarżył emisję do prokuratury za znieważenie narodu polskiego, ale sprawę umorzono. Tymczasem serial ruszył w świat. Protestowała Reduta Dobrego Imienia i stowarzyszenie młodzieży patriotycznej Patriae Fidelis. W piśmie skierowanym do telewizji BBC napisali m.in., że film jest „przykładem antypolskiego oszczerstwa, znieważającego pamięć Polaków walczących z niemieckimi okupantami”, a przed gmachem BBC protestowała miejscowa Polonia. Co jeszcze? Serial został niedawno laureatem Europejskiego Festiwalu Produkcji Telewizyjnych, Radiowych i Internetowych Prix Europa w Berlinie, w prestiżowej kategorii „Najlepszy europejski telewizyjny serial fabularny”. Zaprotestowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. W oświadczeniu zarząd SDP napisał: „Autorzy bezpodstawnie i niesprawiedliwie przedstawili żołnierzy polskiej Armii Krajowej, walczącej z napastnikiem – Niemcami hitlerowskimi, jako skrajnych i bezwzględnych antysemitów. (...) Serial skutecznie rozpowszechnił kłamliwą ocenę Polski i Polaków podczas wojny oraz ich postawy wobec tragedii Holokaustu (...), i przyczynił się do oczyszczenia świadomości młodych Niemców z poczucia winy za ich dziadków poprzez zręczne przerzucenie części odpowiedzialności na naród polski, który podobnie jak naród żydowski, miał być przez Niemcy hitlerowskie zmieciony z powierzchni ziemi. (...) Podstawowym kryterium poważnych nagród dziennikarskich powinna być prawda”.
Gdzie jest polskie państwo?
W serialu grał polski aktor, Adam Markiewicz. Zapytany, dlaczego to zrobił, napisał: „Grałem tę rolę jak każdą inną. Po prostu text był taki :)”. I dopisał: „Niech żyje Polska”. Aktor ma prawo tak myśleć, ale ja należę jednak do tych, którzy nie potrafią przejść obojętnie wobec tak „wybitnych” filmów. Trudno jednak tylko artykułami i oświadczeniami walczyć z niezwykle sprawnie i sugestywnie zrealizowanym telewizyjnym obrazem. Na film trzeba odpowiedzieć filmem, a jeżeli się tego nie robi, to trzeba chociażby wspierać tych, którzy protestują przeciwko historycznym kłamstwom. Ostatnio do krakowskiego sądu wystąpił przeciw niemieckiemu producentowi Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej oraz jeden z kombatantów AK, więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego, powstaniec warszawski. Żądają przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był lub będzie emitowany i podanie przed emisją stwierdzenia, że jedynymi winnymi Holokaustu byli Niemcy. Domagają się też usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów. Takie inicjatywy winno wspierać państwo polskie, ponosząc koszty sądowe, ale niestety tego nie robi. Czy naprawdę nie może i nie powinno to się zmienić?