Osiem lat temu, 7 lipca, w wieku 65 lat zmarł nagle Roman Andrzejewski: biskup pomocniczy diecezji włocławskiej w latach 1981–2003. Gdyby żył, w tym roku obchodziłby złoty jubileusz przyjęcia święceń w stopniu prezbiteratu
Mijają lata, ludzie zapominają, ale nie najbliżsi. W naszej pamięci i w modlitwie bp Roman Andrzejewski pozostanie na zawsze. Księdzem został w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, 21 maja 1961 r., po przyjęciu w katedrze włocławskiej, wraz z innymi diakonami, święceń kapłańskich z rąk bp. Franciszka Korszyńskiego. Z woli Bożej księdza biskupa nie ma już wśród nas, żywych. 50-lecie jego święceń kapłańskich jest okazją, aby go wspomnieć. Myślę, że dla śp. bp. Romana Andrzejewskiego będzie to – obok modlitwy – najlepszym prezentem.
Słowo kapłańskie było szczególnie ważne w jego życiu. Dobitne, raz pełne prostoty, a innym razem metaforyczne i wyszukane, ale zawsze zgodne z retoryką, której był mistrzem. Bp Roman, absolwent Wydziału Filologii Klasycznej KUL, erudyta, miłośnik literatury, czerpał z niej wzorce, by jak najlepiej odzwierciedlić piękno ukochanego języka.
Wielu diecezjan pamięta jego homilie. Najstarsi mieszkańcy parafii Broniszewo nie zapomnieli, w jaki sposób, jako młody kapłan, głosił kazania do zgromadzonych rolników. Jego słowa wychodziły poza mury gotyckiego kościoła, w pewnym sensie niosły się nad polami i łąkami, aż do Gopła. Jako kapłan miał charyzmę, która przyciągała ludzi. W trudnych dla Polski czasach chciał i potrafił dodać ludziom otuchy. Pokazywał, co jest prawdą, jaką drogą powinniśmy dążyć w duchu „odpowiedzialności za honor polskości”. Uczył wiernych miłości do Boga, wychowywał do patriotyzmu. Jako kapłan szczególnie umiłował rolników. W latach pasterskiej posługi nie zapomniał o swej małej ojczyźnie. To wieś, ukochana wioska, była jego pierwszą księgą, ostoją, miejscem, do którego uciekał przed zgiełkiem świata. Do niej wracał jak do matki.
Powtarzam za rzymskim poetą Horacym: Non omnis moriare. Nie wszystek umrę, gdyż nadal żywe są i będą wspomnienia o śp. księdzu biskupie. Jego słowo przetrwa; nie zniszczy go upływ czasu, „wiatry i burze”. W naszej pamięci pozostaje obraz pogodnego, kochającego Boga i cieszącego się życiem kapłana. Duchownego niezwykle wymagającego jeśli chodzi o etykę i prawdy wiary. Nigdy, nawet mimo zmęczenia, nie poddawał się. Charakter jego posługi biskupiej oddają słowa dewizy, którą przyjął: Humana Divinis. Ludzkie ku Boskiemu. Zwykł powtarzać, że wierność prawdzie trzeba stawiać na pierwszym miejscu, a kierunek pracy jest ciągle ten sam: służba Bogu i człowiekowi.