Moja znajoma zaprosiła mnie na swój – jak napisała – chrześcijański ślub. Ona jest katoliczką. Wiem, że zawarła już małżeństwo w Kościele katolickim. Potem rozwiodła się, oczywiście tylko przed państwem. Nie ma jednak stwierdzenia nieważności ślubu kościelnego. A teraz mówi, że zawiera ślub chrześcijański z zielonoświątkowcem w jego Kościele. Co to wszystko znaczy?
Magdalena
„Istotnymi przymiotami małżeństwa są jedność i nierozerwalność, które w małżeństwie chrześcijańskim nabierają szczególnej mocy z racji sakramentu” (kan. 1056 KPK). Jedność małżeństwa polega na tym, że związek małżeński zawiera jeden mężczyzna i jedna kobieta. Natomiast nierozerwalność małżeństwa oznacza, że związku małżeńskiego nie można zawierać na określony czas, ale do zgonu, czyli do końca życia jednej ze stron. Dlatego nierozerwalności małżeństwa sprzeciwia się rozwód.
Poza tym zawarte małżeństwo cieszy się przychylnością prawa w takim znaczeniu, że do czasu, kiedy nie udowodni się jego nieważności, małżeństwo jest uważane za ważne i obowiązujące. I tak jest właśnie w sytuacji opisanej powyżej, w której strona katolicka nadal związana jest małżeństwem sakramentalnym i nie może ważnie zawrzeć kolejnego małżeństwa.
U zielonoświątkowców natomiast nie ma sakramentu małżeństwa. Jest jedynie coś w rodzaju kontraktu. A zatem ktoś, kto jest po rozwodzie, czyli po rozwiązaniu kontraktu cywilnego, może zawrzeć kolejny kontrakt. Jeśli jednak na taki „ślub” u zielonoświądkowców decyduje się osoba wyznająca wiarę katolicką, która równocześnie – jak w wyżej opisanej sytuacji – jest już związana węzłem małżeńskim, to ta osoba zawiera małżeństwo nieważne. Stawia się bowiem w sytuacji sprzecznej z nauczaniem Kościoła katolickiego odnośnie do jedności i nierozerwalności małżeństwa. W ten sposób, żyjąc w związku niesakramentalnym, pozbawia się również innych sakramentów. Jak długo trwa ten grzeszny stan, tak długo nie może otrzymać rozgrzeszenia i przystępować do Komunii św.Niewątpliwie katolik zaproszony na taki „ślub” znajduje się w sytuacji niezręcznej. Nie może przecież cieszyć się z tego, że inny katolik wybiera życie w grzechu.