Dwadzieścia pięć lat dzieli nas od śmierci o. Czesława Białka. Dwadzieścia pięć lat serdecznej wierności tych, którzy darzyli go przyjaźnią i z nim współpracowali.
Czyny i prawda
Ojciec Białek służył bliźniemu w Bogu. Był człowiekiem czynu. Głosił proste prawdy. Czasem jeszcze je upraszczał. Bywały momenty, że stasował logikę walki; logikę, w której nie ma czasu na cieniowanie sądów; w której trzeba się opowiedzieć kategorycznie po jednej stronie. Od wczesnej młodości tak postępował, narażając się, w spokojniejszych czasach, na zarzut nie do końca przemyślanego radykalizmu czy braku roztropności. Zanim poszedł do Powstania Warszawskiego, wraz z kolegami przygotowywał i wysyłał paczki do różnych obozów koncentracyjnych. Będąc na studiach w Nowym Sączu, razem z innymi niósł pomoc Żydom z tamtejszego getta. Lecząc ranę postrzałową w sanatorium na tzw. ziemiach odzyskanych, pomagał zadomawiać się na obcej ziemi ludziom deportowanym z przedwojennych ziem wschodniej Polski. Za pomoc materialną studentom nieakceputjącym tak jak on komunizmu w Polsce zakosztował więziennego osamotnienia. Po uwolnieniu trafił do Poznania na ulicę Szewską. Odtąd praktycznie związał się z tym miastem na stałe. Z tego adresu uczynił dla zwalnianych z więzień pierwszy przystanek… zaopatrzeniowy na drodze ku wolności w zniewolonej Polsce. Umiał być wierny towarzyszom niedoli także po dwu kolejnych odsiadkach w peerelowskich więzieniach. By pomagać, potrzebował pomocy i znajdował ją u ludzi wrażliwych na cudzą niedolę.
Chyba można powiedzieć, że gros czasu i sił jego życia były ukierunkowane na bliźnich. Pobieżnie wylicza to książka Felicjana Paluszkiewicza SJ „Dla innych”, oparta na fragmentach wspomnieniach autora oraz dokumentach i świadectwach ludzi z nim współpracujących od co najmniej 1956 roku. Na szczególną uwagę zasługuje zorganizowanie bożonarodzeniowych paczek dla więźniów politycznych z Rawicza i Wronek, po uprzednim wydarciu od władz PRL zgody na tę akcję. Była to sprawa bez precedensu. Pozwolenie było jednoznacznym przyznaniem się władz do więzienia politycznych przeciwników, a nie tylko „leśnych bandytów”.
Niósł pomoc internowanym, przemieszczał się z miejsca na miejsce. Kalectwo w tym mu przeszkadzało, ale nie uniemożliwiało. W tym widział sens swojego życia i z wdzięcznością, i zadowoleniem umiał przyjmować podziękowania.
Dzieło misyjne
Nie mogąc spełnić młodzieńczego pragnienie pracy w misyjnych krajach, troszczył się o ich potrzeby. Potrafił pobudzić do współpracy ludzi otwartych na potrzeby innych. To oni przede wszystkim o nim pamiętają tu, w Poznaniu. Ich dziełem jest ośrodek misyjny z Szewskiej, który stał się dziełem misyjnym archidiecezji poznańskiej. Inicjatywa o. Białka trwa, rozwija się, łączy w dalszym ciągu ludzi czułych na ludzką niedolę, choć zmieniają się formy pomocy. Na pewno dzisiejsze warunki pozwalają myśleć o ujęciu pomocy w ramy instytucjonalne. Nie unicestwia to jednak pomocy dyktowanej potrzebą serca. Ta trafi do osoby, a nie do jakiejś bądź co bądź anonimowej instytucji, choćby nawet charytatywnej.
Taka służebna postawa nie zawsze przychodzi spontanicznie. Często bywa trudna. Uczucie takie było chyba udziałem ludzi, którzy współpracowali z o. Białkiem, a on z nimi. Nie zdziwiłbym się, gdyby zapamiętali jedną czy drugą chwilę, w której jego mobilizowanie innych rumieniło się nachalnością, niezbyt skutecznie osłonioną na poły niewinnym, na poły wstydliwym uśmiechem o. Białka.
Służebna miłość
Ojciec Białek za swoje przyjął słowa Jezusa: „wy dajcie im jeść”. Jezusowe nauczanie i osobisty przykład są nieodłączne od konkretnych i prostych, nie gestów, lecz czynów zaspokajających podstawowe potrzeby człowieka. Czynna miłość Jezusa polegała na służbie drugiemu człowiekowi. Dając, otrzymujemy niewspółmiernie więcej. Nie jest to zatem żaden spłowiały altruizm. Przeciwnie – bratnia pomoc przekracza tak egoizm, jak i altruizm. To wzbogaca każdego.