Logo Przewdonik Katolicki

Ja, dziennikarz

Jolanta Hajdasz
Fot.

Ucieszyłam się, gdy Redaktor Naczelny Przewodnika Katolickiego zaproponował mi pisanie felietonów do swojego tygodnika. Prestiżowe grono kolegów po fachu, bliska mi tematyka, czytelnicy, z którymi myślę mam wiele wspólnego. No i przede wszystkim ta fantastyczna możliwość prezentacji własnych poglądów, wypowiadania sądów, które lęgną się w myślach,...

Ucieszyłam się, gdy Redaktor Naczelny „Przewodnika Katolickiego” zaproponował mi pisanie felietonów do swojego tygodnika. Prestiżowe grono kolegów po fachu, bliska mi tematyka, czytelnicy, z którymi – myślę – mam wiele wspólnego. No i przede wszystkim ta fantastyczna możliwość prezentacji własnych poglądów, wypowiadania sądów, które lęgną się w myślach, zajmują umysł i serce, to coś, co wyróżnia ten zawód z setek innych. Właśnie, ten zawód. Mój ukochany. Zawód: dziennikarz.

Jolanta Hajdasz, dziennikarz. Kiedyś radia, potem telewizji. Kiedyś prywatnej, teraz publicznej. Przedstawiam się tak od 15 lat, ale nigdy wcześniej nie czułam się z tym tak źle, tak nieswojo. Wyraźnie odczułam to kilka dni temu podczas zajęć ze studentami dziennikarstwa na jednej z poznańskich uczelni. Na tradycyjne pytanie, „kto z państwa chce być dziennikarzem?”, nikt nie odpowiedział twierdząco, a w sali zrobiło się cicho i nieswojo, tak jakbym powiedziała coś niestosownego. Tym razem nikt nie mówił o tym, iż w redakcjach nie ma etatów (bo nie ma od wielu lat), a poza Warszawą reporter zarabia tyle, co nauczyciel, choć pracuje w soboty i niedziele, a czasem i w Boże Narodzenie i inne święta. Tym razem nawet nie było dyskusji. Jaki dziennikarz?! – ja chcę być brokerem informacji, a ja specjalistą od wizerunku i public relation – odpowiadali ci najbardziej gadatliwi. – Dziennikarz to dzisiaj takie nie wiadomo co. Albo agent, albo pewny siebie bufon. Albo jedno i drugie. Oba bez sensu.

Studenci bywają złośliwi i szczerzy do bólu, ale często mają rację. Tym razem argumenty były, niestety, po ich stronie. Co tu gadać, gdy okazuje się, że jedną z najważniejszych funkcji w takim TVN pełni agent WSI, a dziennikarze nie widzą nic złego w tym, że sami włączają się w walkę polityczną, nagrywając ukrytą kamerą w sposób będący absolutnym uprzywilejowaniem jednej ze stron konfliktu, tej strony, która wiedziała, że jest nagrywana. Co tu gadać o zawodzie, kiedy się nie wie, ilu agentów służb specjalnych pracowało (pracuje) w mojej redakcji, kto publikował (i publikuje) teksty i audycje, których pomysłodawcy nie są skażeni żadną pracą reporterską, a newsroom znają tylko z notatek służbowych swoich TW? Myślę, że jeśli my, dziennikarze, nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania, jeśli tych odpowiedzi nie opublikujemy, to okaże się, że naprawdę jesteśmy niewiele warci. Jeśli chcemy zachować prawo do prezentacji własnych ocen i poglądów, to musimy dotrzeć do prawdy o naszym środowisku i roli, jaką odgrywali różni pseudopublicyści w kluczowych momentach ostatnich 15 lat. Bez tego zwrot „zawód: dziennikarz” wzbudzać będzie tylko niechęć albo pusty śmiech. Agent albo bufon, albo jedno i drugie. Walczmy o to, by na pytanie, „kto z Państwa chciałby być dziennikarzem?”, na naszych uczelniach znowu podnosił się las rąk.

Autorka jest dziennikarką TVP 3 Poznań

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki