Logo Przewdonik Katolicki

Jak się masz, Kenio?

Danuta Witkowska
Biały człowiek na ulicy wywołuje duże zainteresowanie, choć miejscowi traktują go z dystansem | fot. Danuta Witkowska

Miesiąc to wystarczająco dużo czasu, by poczuć atmosferę tego kraju. Zobaczyłam świat inny niż widziany z hotelowych okien. Tak więc moje obrazy miały szansę powiedzieć coś więcej o życiu napotkanego przeze mnie człowieka.

Kurz po podróży do Kenii dawno już opadł, ale obrazy przywołują wspomnienia, wciąż bardzo żywe. Spotkanie z Afryką, choćby w niewielkim wycinku, wyzwala wielkie emocje i pozostawia ślad w duszy. Człowiek żyje tu siłą rzeczy w większej bliskości z naturą, świadom swojej bezpośredniej zależności od niej. Oszałamiający urok safari musi jednak ustąpić miejsca bezkompromisowej prawdzie o życiu napotkanego tam człowieka.

Ogromne potrzeby
Współczesna Kenia to szybko rozwijający się kraj. Jednak potrzeby są ogromne. Życie ludzi, szczególnie na wsiach, nie jest łatwe. Przede wszystkim brakuje wody i asfaltowych dróg. W tumanach kurzu ludzie wędrują często cały dzień, by zdobyć wodę. Nierzadko ten obowiązek spada na dzieci. Woda bywa brudna, co sprzyja rozwojowi różnych chorób.
Połowa placówek medycznych prowadzona jest przez Kościół katolicki. Szpital misyjny w Muthale należy do diecezji Kitui. Obsługuje około 100 tys. osób. Pracuje w nim tylko trzech wykwalifikowanych lekarzy. Pomimo wielkiego zaangażowania całego personelu medycznego nie są oni w stanie pomóc wszystkim chorym. Brakuje też specjalistycznego sprzętu, a za sam pobyt w szpitalu pacjenci muszą płacić, co dla wielu stanowi ogromną barierę w dostępie do opieki medycznej. Niestety, wielu Kenijczyków wciąż jeszcze korzysta z praktyk lokalnych szamanów, którzy są tańsi. Często przynosi to fatalny dla zdrowia skutek. Wśród chorób największe żniwo zbierają AIDS, cukrzyca, infekcje wywołane pasożytami.
Nie inaczej sprawa wygląda ze szkołami. Jest ich wiele, z uwagi na dużą liczbę dzieci, ale zwykle nie są dobrze wyposażone. Bywa, że za pracę nauczycieli trzeba dopłacić z własnej kieszeni. Koszt wyposażenia dziecka do szkoły i zakupu mundurka ponoszą rodzice. I choć edukacja podstawowa jest obowiązkowa, nie każde dziecko ma szansę pójść do szkoły, bo rodziców na to po prostu nie stać. Jeśli nie ma wsparcia instytucji charytatywnych lub misyjnych, dziecko zostaje w domu. Życie nie jest łatwe, ale dzieci rodzi się bardzo dużo. Rodziny są wielopokoleniowe i bardzo liczne.

Gwarno i kolorowo
Nazywali mnie Kavisa, to znaczy: ta, która robi zdjęcia. Rzeczywiście nie rozstawałam się z moim aparatem fotograficznym ani na krok. Bardzo chciałam poznać Kenijczyków. Podpatrywałam okiem aparatu, jak pracują, uczą się, modlą, jak się bawią… Nie utrudniali mi tej pracy, zazwyczaj spotykałam się z serdecznością i otwartością. Bohaterami moich zdjęć są przypadkowo spotkani, zwyczajni ludzie z okolic Muthale, Kavisuni i dzieci z sierocińca w Nyumbani.
Życie toczy się przed domem, wprost na ulicy. Domki są malutkie, jest w nich tylko tyle miejsca, by się położyć spać i coś zjeść. Na drogach jest więc gwarno i kolorowo. Kwitnie handel, różnego rodzaju usługi. Przed domami krawcy wystawiają swoje maszyny, a piekarze wypiekają swoje ciasta. Nie ma szans, by przemknąć przez drogę niezauważenie, a już szczególnie gdy jest się jedynym białym człowiekiem w okolicy. Ludzie zazwyczaj witają cię uśmiechem, chętnie rozmawiają, pokazują, jak żyją, chwalą się swoimi rodzinami i ciekawi też są, jak my żyjemy. Są przekonani, że każdy biały człowiek jest bogaty, często więc oczekują wsparcia. Kenijczycy ogólnie są serdeczni i chętnie rozmawiają. Zapraszają do swoich domów, są bardzo gościnni.
Afrykańczycy w większości są bardzo religijni. Ponad połowa ludności to chrześcijanie, głównie należący do różnych wyznań protestanckich, choć katolicy też stanowią znaczącą liczbowo grupę. Udział w nabożeństwach jest częścią ich życia, a nie tylko wyrazem zewnętrznej religijności. Podczas nabożeństw dużo się śpiewa i tańczy. Często spotkania te trwają kilka godzin. Atmosfera jest radosna i odświętna. Ale tak jest nie tylko w świątyniach. Można tu naprawdę nauczyć się radości życia.

---

Miesiąc to wystarczająco dużo czasu, by poczuć atmosferę tego kraju. Zobaczyłam świat trochę inny niż widziany z hotelowych okien, zobaczyłam życie od środka. Tak więc moje obrazy miały szansę powiedzieć coś więcej o życiu napotkanego przeze mnie człowieka. Już samą bezcenną wartość miało dla mnie bezpośrednie spotkanie z człowiekiem, jego bliskość i zaufanie. I to cenię sobie najbardziej.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki