Logo Przewdonik Katolicki

Po wołyńskiej rocznicy

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Chcę wierzyć, że braterska postawa, jaką wyraża wobec uchodźców większość, jest dla Ukraińców wstrząsem, który w dłuższej perspektywie zmieni ich myślenie, także na interesujący nas temat

13 lipca, jak co roku, obchodziliśmy rocznicę pamięci o ludobójstwie dokonanym na Polakach na Wołyniu przez Ukraińską Powstańczą Armię. Obecna rocznica, aczkolwiek nieokrągła, była jednak szczególna – przypadła bowiem na czas wojny, jaką na Ukrainie przypuściła Rosja. Dlatego warto skreślić kilka słów refleksji po jej zakończeniu.
Pytanie o to, jak ją w tym roku obchodzić, wywołało u nas nieco zamętu. Niektórzy radzili: wyciszmy sprawę, nasi sąsiedzi bronią się przed agresją, my im w tym pomagamy i nie jest taktowne wypominanie im teraz brzydkich spraw z naszej wspólnej przeszłości. Inni przeciwnie, uznali że właśnie teraz jest czas na tym bardziej głośne przypominanie o „Wołyniu ‘44” – bo przecież Ukraińcy, widząc, jaką braterską pomocą ich darzymy, powinni wreszcie, w geście dziękczynienia, uznać swoją winę i przeprosić.
Obie postawy są równie błędne.
O tym, co w 1943 r. wydarzyło się na Wołyniu, owszem, należy mówić mocno i bez niedomówień. Także przy okazji rocznicy. Ale nie inaczej niźli poprzednio – ani głośniej, ani ciszej. Pod tym względem wojna obronna, jaką toczą nasi pobratymcy Ukraińcy, niczego nie zmienia. Podobnie błędne jest wytykanie przez nas palcem ukraińskiej winy. Błędem było to zawsze, a już szczególnie teraz, w tym roku. Ukraińcy w tej chwili mają naprawdę – mówię to z całym szacunkiem dla pamięci o pomordowanych na Wołyniu – większe problemy niż skrucha wyrażana przed Polakami. Na to przyjdzie czas i chcę wierzyć, że rosyjska agresja, zbrodnie popełniane na cywilnej ludności, a także braterska postawa, jaką wyraża wobec uchodźców większość Polaków (a przynajmniej większość tych, którzy głośno wyrażają swoje zdanie), jest dla Ukraińców wstrząsem, który w dłuższej perspektywie zmieni ich myślenie, także na interesujący nas temat.
Oczywiście zdarzają się zgrzyty. Myślę tu o słowach ambasadora Ukrainy w Berlinie, który w wywiadzie dla niemieckiej rozgłośni wybielał Banderę i zrównywał przedwojenną Polskę z hitlerowskimi Niemcami oraz stalinowską Rosją. O ofiarach na Wołyniu i we wschodniej Galicji miał natomiast do powiedzenia tylko tyle, że padały po obu stronach, i nic dziwnego, bo przecież „to była wojna”. Ale od tej skandalicznej wypowiedzi natychmiast odcięło się ukraińskie ministerstwo spraw zagranicznych. Doceńmy również obecność ambasadora Ukrainy w Polsce na naszych uroczystościach wołyńskich. Jest jednak jeszcze sprawa, która toczy się ponad tymi wszystkimi wydarzeniami i procesami. Chodzi o możliwość pochowania tych, których szczątki od 1943 r. leżą w bezimiennych dołach wołyńskiej ziemi. Może to być nekropolia kombatantów albo zwykły wiejski cmentarz, może to być Polska albo Ukraina – to są sprawy drugorzędne. Najważniejsza jest usypana mogiła, na niej krzyż, nawet ten skromny, brzozowy, i wreszcie chrześcijańska modlitwa za zmarłych. To jest minimum, które w cywilizowanych warunkach należy się każdemu człowiekowi. O to właśnie w starożytnym eposie Antygona dobijała się u Kreona. O to też my powinniśmy się dobijać u Ukraińców. Bez pychy i bez wytykania palcem, ale konsekwentnie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki