Logo Przewdonik Katolicki

Na froncie społecznej przebudowy

Jan Pospieszalski
Fot.

Postać Anny Grodzkiej (z domu Krzysztof Bęgowski) jak w soczewce skupia wszystkie elementy ideologicznej wojny nowej lewicy. Wojny, która jest kolejnym etapem walki z Kościołem. Spróbujmy poznać ten mechanizm.

 
Związki partnerskie, ściganie mowy nienawiści, kary za tzw. homo- i transfobie, podpisanie przez Polskę konwencji, w której przemyca się zapis o tzw. społecznej roli płci i wiele innych, to obszar legislacyjnej lub publicznej aktywności poseł Anny Grodzkiej. W wywiadach przyznaje, że właśnie po to jest w Sejmie, by zmieniać polskie prawo. Jakie to zmiany? Choćby ustawa o uzgodnieniu płci. Dalej, jednym tchem, wymienia większość wyborczego programu: likwidacja funduszu kościelnego, ustawa o in vitro, związki partnerskie. Zamiast „naród”, przyznaje w wywiadzie, woli słowo „społeczeństwo”. Ostatnio, po krytycznych wypowiedziach prof. Krystyny Pawłowicz, nowym pomysłem jest powołanie komisji, która zastąpić ma istniejącą dziś komisję etyki poselskiej. Już nie posłowie – reprezentanci klubów – będą orzekać, co jest etyczne. Grodzka proponuje wprowadzić ekspertów spoza Sejmu. Kodeks określający, co jest dopuszczalne, powinni, jej zdaniem, przygotować prof. Jan Hartmann i prof. Magdalena Środa – radykalni działacze lewicy.Ale zacisze parlamentarnych komisji to za mało.
 
Oswajanie przez zmęczenie
 
Za sprawą pozorowanego konfliktu o funkcję wicemarszałka od kilku tygodni mamy nieustający festiwal tej postaci w mediach. Wywiady dla prasy, występy przed kamerami, okładki tygodników i niezwykła popularność w internecie. Na każdym z popularnych portali internetowych, w dowolnej chwili, na głównej stronie widnieje przynajmniej jeden materiał opatrzony zdjęciem osoby o twarzy umalowanej, w peruce i okularach o przyciężkawej, postawnej sylwetce. Rano telewizja śniadaniowa, w ciągu dnia obrazki z Sejmu, wieczorem poważne wywiady jeden na jeden. Najczęściej wystąpienia te są okazją, żeby przywalić w „polskiego kołtuna”, oskarżyć Kościół o skok na kasę, pożalić się na los mniejszości w społeczeństwie, którego politycy terroryzowani są z ambon przez trybunów ludowych (tak nazywa proboszczów). Potem trochę ckliwej historii o nowym życiu, odważnej decyzji i podróży na operację do Tajlandii. Gdy pojawiają się pytania o szczegóły zabiegu, nagle wylewna celebrytka jakoś traci ochotę na zwierzenia, zbywając wszystko enigmatycznym stwierdzeniem: „to intymna sprawa”. Potem podkreśla, że płeć przecież nie jest sprawą wyglądu czy genów. To kwestia serca i duszy.Gdy do tego dodamy cytowaną we „Wprost” wypowiedź kolegi z dawnych lat, że Krzysztof pozostał mężczyzną, cała historia robi się niezwykle tajemnicza i mam nieodparte przeczucie, że wszyscy jesteśmy uczestnikami jakiegoś niesmacznego happeningu. Tak jakby ktoś zadecydował: będziecie tak często widzieć to zjawisko, aż się wam znudzi, przyzwyczaicie się i przestanie was dziwić.
 
Grodzka w roli tresera, czyli reedukacja
 
Kto się wychyli, tego spotka los prof. Krystyny Pawłowicz lub Tomasza Terlikowskiego. Zostaniecie poddani reedukacji, bo homofobia czy transfobia, jak wszelkie fobie, to choroba. To stały element lewackiej strategii. Kiedyś, w Sowietach, przemocą w zakładach psychiatrycznych, dziś wyrzucając ze stanowisk (Rocco Buttiglione) poprzez szyderstwo, zastraszanie lub wyrok sądowy. Za słowa, że Grodzka genetycznie pozostaje mężczyzną, za podważanie jej/jego (niepotrzebne skreślić) kobiecości, Tomasz Terlikowski stanął przed sądem. Znając podobne przypadki, sąd nie będzie rozstrzygał, czy Anna Grodzka jest mężczyzną czy kobietą, tym bardziej że strona skarżąca (starając się o nowy dowód osobisty) już raz takie orzeczenie otrzymała. Proces będzie się toczył o to, czy słowa Tomasza Terlikowskiego mogły urazić, upokorzyć Grodzką? A to łatwo rozstrzygnąć, powołując jako biegłych choćby tych ekspertów, którzy mają opracować sejmowy kodeks etyczny. Już wyobrażam sobie, jak miażdżąca dla Terlikowskiego (i wszystkich innych idących jego śladem) będzie ekspertyza prof. Środy i prof. Hartmana. Wyrok taki będzie miał działanie prewencyjne i odstraszające.
 
Przebudowa społeczna pięścią i strachem
 
Właściwie to powinniśmy być wdzięczni lewackim bojówkarzom występującym pod nazwą Akcja HOMOTERAPIA, ponieważ ich brutalny atak na prof. Zawadzkiego na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu jest dopełnieniem obrazu nowej lewicy. Tym, co jeszcze mogli mieć złudzenia, wyłożono teraz kawę na ławę.
Prof. Zawadzki jest jednym z kilkuset sygnatariuszy listu w obronie prof. Krystyny Pawłowicz, na którą, po jej wypowiedziach o Annie Grodzkiej i homozwiązkach, posypały się gromy. Bojówkarze, podający się za studentów, wpadli na uniwersytet w przebraniach, czatowali na profesora, a gdy nie udało się im go dopaść, na drzwiach gabinetu nakleili kartki z hasłami w rodzaju: „Pedały do gazu”, „Lesby, pedały won!”, zaopatrując napisy w symbol swastyki. W raporcie z tego happeningu grożą:
„Nie martwcie się, odwiedzimy Was wszystkich – O nikim nie mamy zamiaru zapomnieć! Będziemy u Was w pracy, na przerwie, podczas spaceru, oczywiście także w łóżku, by zobaczyć, jak to jest normalnie! (...) Zostaje Was 267. Do zobaczenia!”.
Wszystko już było. Rewolucja zna takie przypadki, a młodzi radykałowie wpisują się w schemat najbardziej bezpośrednich działań, które podejmowali ich poprzednicy z lewicy internacjonalistycznej i tej narodowej. Zanim przystąpiono do fizycznej likwidacji Żydów, działacze Hitlerjugend właśnie takimi akcjami nękali niearyjskich profesorów. W latach 50. młody Jacek Kuroń z towarzyszami, stojąc w bramie uniwersytetu nie chciał wpuścić prof. Tatarkiewicza na wykłady, ubliżał mu, lżył i szydził z jego niemarksistowskich poglądów. Świadkowie wspominają, że czasami dochodziło nawet do rękoczynów. Teraz, w Poznaniu, spadkobiercy tamtej lewicy zapowiadają ataki na kolejnych wykładowców. Za co? Właśnie za niewłaściwe – zbyt mało postępowe przekonania.
 
Nowa lewica szkolona w Sowietach
 
Skojarzenia z narodowymi socjalistami i komunistycznymi bojówkami to nie jedyne tropy prowadzące w przeszłość. Ikona nowej gender lewicy Anna Grodzka ma bogatą biografię, ale pod innym nazwiskiem. Jako Krzysztof Bęgowski, w stanie wojennym dwukrotnie była w Związku Sowieckim. „Gazeta Polska” podaje, że Pęgowski, działacz PZPR, miał paszport upoważniający do wielokrotnego przekraczania granic. Oto fragment tekstu dziennikarki śledczej Doroty Kani. „Często podróżował do ZSRS. Był m.in. w Moskwie i Rostowie w lipcu 1982 r. na seminarium szkoleniowym – stroną zapraszającą był Komsomoł – komunistyczna organizacja młodzieżowa. (...) Jako dyrektor i redaktor naczelny studenckiej oficyny wydawniczej Alma Press pojechał też na Kubę, do Jugosławii oraz do Austrii. Co ciekawe, na dokumentach wyjazdowych Krzysztofa Bęgowskiego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odnotowało, że <<wpis w książeczce wojskowej nie wymaga dalszych wyjaśnień>>, co oznaczało, że za osobę wyjeżdżającą gwarancje brały wojskowe służby specjalne PRL. (...)  Koniec lat 80. był dla Krzysztofa Bęgowskiego czasem kariery biznesowej i partyjnej. Był członkiem PZPR, a potem SdRP i SLD. Jednocześnie prężnie działał w firmach tworzonych przez działaczy postkomunistycznych”.
 
Zanim znajdą się dokumenty
 
Ten fragment biografii Bęgowskiego/Grodzkiej opisany w „Gazecie Polskiej” pokazuje, że postać tej nowoczesnej, europejskiej lewicy ma umocowanie w jak najbardziej starej, wschodniej, sowieckiej formacji. Szkolenia w ZSRR i kolejne szczeble kariery pozwalają przypuszczać, że wielki człowiek w peruce i sukience mógł mieć kiedyś kontakty z komunistycznymi służbami. Dokładnie jakie – nie wiadomo. Cały czas trwa kwerenda w archiwach. Jeśli były takie relacje, doświadczenie uczy, że nie ustają tak sobie, z dnia na dzień. Czy show, który od jakiegoś czasu oglądamy ma swoich reżyserów? A może jest tylko sposobem odwrócenia uwagi od problemów, z jakimi kompletnie nie radzi sobie aparat władzy? Postać transseksualisty znakomicie spełnia jednak rolę przykrywki, dostarczając ciągle nowego paliwa mediom, które nie muszą zajmować się relacjonowaniem problemów gospodarczych i politycznych ekipy Tuska. Przede wszystkim jednak Grodzka realizuje skutecznie misję lewicy. W konfrontacji z nią aborcjonistka Wanda Nowicka i gejowski aktywista Robert Biedroń jawią się jako niegroźne, wręcz sympatyczne osoby. Zostawiając te spekulacje – jedno wiadomo. Wrażliwa i płocha osoba to groźny przeciwnik, biznesmen, po studiach psychologii, po sowieckich kursach i szkole podchorążych. A operacja, której dziś doświadczamy w Polsce, jest kolejnym etapem walki z Kościołem, z moralnością chrześcijańską, walki z rodziną i narodową tradycją. To kolejna odsłona „pierekowki dusz”, którą od zawsze prowadzą komuniści.
 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki