Wytworny, dowcipny, erudyta, brylował na stołecznych i magnackich salonach. Człowiek „złotego środka”, uśmiechnięty, sceptyczny mędrzec, pochwalający umiarkowanie i gardzący skrajnościami. Ignacy Krasicki, „książę poetów”, jak nazywali go współcześni, zmarł ponad dwa wieki temu.
Najwybitniejszy z pisarzy polskiego oświecenia, urodzony w roku 1735, już od najmłodszych lat przeznaczony był do stanu duchownego, wymagała tego bowiem sytuacja majątkowa rodziny. „Szedłem dla grosza i dla chwały bożej” – sam przyznał po latach. Pochodził ze średniozamożnej szlachty, skoligaconej z rodami magnackimi. Pierwsze nauki pobierał na dworze swych możnych krewnych – Sapiehów.
Zresztą trzeba przyznać, że Krasicki miał szczęście do protektorów i „zgodnie współżył z ludźmi, którzy się nawzajem nie znosili”. Był ulubieńcem króla Stanisława Augusta, a po pierwszym rozbiorze, kiedy jego warmińskie biskupstwo stało się własnością Prus, został też „faworytem” Fryderyka Wielkiego.
Ze wszech miar literat
Krasicki, jak przystało na oświecenie, był kosmopolitą, a swoją imponującą wiedzę literacką czerpał z obcojęzycznych lektur, bardzo wiele zawdzięczał jednak mentalności polskiego złotego wieku.
Chociaż swoje obowiązki duchownego wypełniał wzorowo, uzyskując liczne godności, umiał cieszyć się życiem. Niekiedy może aż nadto, skoro wysokie dochody z trudem wystarczały na wszystkie jego rozrywki. Oprócz zamiłowania do książek i wytwornych mebli lubił nabywać rzadkie okazy roślin, egzotyczne... słodycze i konfitury. Smakosz dosłownie i w przenośni.
Krasicki był niezwykle pracowity. Literaturę pojmował jako swoje szczególne powołanie.
Był równocześnie działaczem kulturalnym, krytykiem literackim i teatralnym, publicystą, autorem encyklopedii Zbiór potrzebniejszych wiadomości, t. I–II i słownika pisarzy polskich oraz obcych – O rymotworstwie i rymotworcach, a także redaktorem i autorem „Monitora”, pierwszego regularnie wydawanego w Polsce czasopisma.
„I śmiech niekiedy może być nauką...”
Zadebiutował w roku 1775 Myszeidą, poematem heroikomicznym o charakterze aluzyjnym. Utwór świadczył o znakomitym opanowaniu warsztatu poetyckiego i dojrzałym już talencie twórcy. Autor w dziesięciu pieśniach, opiewając wojnę między kotami i myszami rozgrywającą się za czasów króla Popiela, rozprawia się ze staroświecczyzną i sarmatyzmem.
Jednak prawdziwa atmosfera sensacji i oburzenia towarzyszyła anonimowo wydanej Monachomachii. Prawdą jest, że miała ona konkretny adres satyryczny. Dzięki specyficznym właściwościom stylu szybko rozszyfrowano autora. „Biskup ośmiesza i atakuje zakony!” – grzmiało wśród Sarmatów. Krasicki odpowiedział, pisząc bliźniaczy poemat Antymonachomachię. Posłużył się w niej fortelem: niby odwołał w niej swoje insynuacje, ale w rzeczywistości ironia była jeszcze bardziej ostra.
Biskup warmiński prawdopodobnie najbardziej znany jest jako twórca satyr. Prezentował się w nich jako wnikliwy obserwator i psycholog, specjalista od śledzenia ludzkich wad, przywar i namiętności, które przedstawiał za pośrednictwem charakterystycznych typów: pijaków, fircyków czy żon zachłystujących się najnowszą modą.
W satyrach Krasicki dawał portrety ludzi obciążonych wadami, demaskował je, odsłaniał źródło zła. Zwalczał wynaturzenia, jakim ulegli w Rzeczypospolitej szlacheckiej jej obywatele i instytucje, kompromitował fałszywe wartości. Zawsze jednak przyświecała mu zasada: „I śmiech niekiedy może być nauką, jeśli się z przywar, nie z osób natrząsa”.
Największy sukces odniósł w bajce, wydając Bajki i przypowieści. Prawdy, jakie podawał w zwięzłej, epigramatycznej oprawie, dotyczyły nieraz podstawowych pytań o sens i cel istnienia. Bajki tworzył do końca życia.
Chętnie pisał też prozą. Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki to utwór scalający w sobie prawie wszystkie elementy nowoczesnej oświeceniowej powieści. Później powstały jeszcze Pan Podstoli (kontynuacja Doświadczyńskiego) i Historia, w której ujawnił swoje stanowisko wobec tradycji historycznej.
Krasicki umiejętnie planował swoją działalność literacką. Fenomen jego twórczości polega m.in. na tym, że próbował prawie wszystkich gatunków i form literackich, jakie wówczas były uprawiane. Największy rozkwit jego pisarstwa przypada na lata 1775–1786.
Późniejszy okres to już zmierzch twórczości, czego sam był świadom. W korespondencji z rodziną i przyjaciółmi często powtarzał powiedzenie Jana Kochanowskiego: „Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję”.
Zmarł w Berlinie 14 marca Anno Domini 1801.