Logo Przewdonik Katolicki
zdjecie

Michał Gryczyński

Sanderus wiecznie żywy

06.12.10r

Grudzień powitał nas obfitością śniegu i siarczystymi mrozami. Z niepokojem zerkamy na liczniki gazu, bo za ciepło w domu będziemy musieli zapłacić i to niemało.

 

Grudzień powitał nas obfitością śniegu i siarczystymi mrozami. Z niepokojem zerkamy na liczniki gazu, bo za ciepło w domu będziemy musieli zapłacić i to niemało.

 

Pamiętamy wprawdzie, jak wicepremier Pawlak zapewniał wszystkich, że w negocjacjach z Gazpromem udało mu się wypracować „korzystną formułę cenową”. Okazuje się jednak, że nie mówił prawdy, bo w porównaniu z innymi państwami „Euro-sojuza” wyszliśmy na tych negocjacjach jak Zabłocki na mydle. Skoro za 1000 m3 inne kraje UE płacą średnio 318, a my aż 350-370 dolarów, to jakaż to korzyść cenowa? Przyjdzie więc nam przez długie lat słono przepłacać, zwłaszcza że jesteśmy całkowicie uzależnieni od dostaw gazu z Rosji. Brak dywersyfikacji zawdzięczamy, jak wiadomo, ekipie towarzysza Millera, która swego czasu zarzuciła umowę z Norwegami. Pozostaje tylko żywić nadzieję na możliwie szybką eksploatację rodzimych złóż gazu łupkowego. Zaś tym, którzy wykpiwają taką ewentualność, warto uświadomić, że w USA, dzięki wydobywanym  łupkom, 1000 m3 gazu kosztuje ok. 140 dolarów. Jest więc z czego drwić?

Podczas gdy my, zacni utracjusze raju, rozcieramy zmarznięte uszy oraz dłonie i  dogrzewamy się termoforami, w cieplutkim meksykańskim Cancun odbywa się kolejny szczyt klimatyczny z udziałem przedstawicieli 192 państw oraz „zielonych”. Głównym tematem jest sprawa ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Co dowodzi, że nawet największy ziąb nie jest w stanie osłabić zapału entuzjastów mitu o rzekomym wpływie człowieka na zjawisko globalnego ocieplenia. Według licznych rachub Polska ma całkiem spory zapas nadwyżek dwutlenku węgla, którymi może handlować. I czyni to, odsprzedając część przyznanych limitów Hiszpanii, Irlandii czy Japonii. W Cancun uczestnicy usiłują wypracować – prawdopodobnie bez powodzenia -  plan działania na czas po 2012 r., kiedy to wygaśnie Protokół z Kioto. Mnie zaś przypomina się sienkiewiczowski Sanderus. Wśród “świętych towarów”, którymi handlował, miał m.in. kopytko osiołka, na którym Święta Rodzina uciekała do Egiptu, pióro ze skrzydła Archanioła Gabriela zgubione podczas Zwiastowania, szczebel z drabiny, która śniła się Jakubowi i ampułkę wiatru wiejącego w stajence betlejemskiej. I któż by pomyślał, że w XXI w. ten wydrwigrosz znajdzie naśladowców zbijających kokosy na powietrzu?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki