Osoby przyjaźniące się mówią nieraz do siebie proste i głębokie słowa: „Dobrze, że jesteś!”. Oznaczają one radość z powodu spotkania człowieka, który szukał przyjaźni i chciał przyjaźń ofiarować. Chcieć przyjaźń ofiarować znaczy chcieć w sposób wolny pomagać i kochać. Oczywiście miłość różni się od przyjaźni, gdyż miłość może być jednostronna, a przyjaźń musi być odwzajemniona, jest wzajemnym równaniem w górę, nie zaś stąpaniem w dół i zmierzaniem w przepaść.
Żyć przyjaźnią to unikać smaku błota zagrażającego ludziom. Nikt z nas przecież nie jest baronem Munchhausenem, który – według legendy – był tak dzielny i niezależny, że kiedy wpadł w bagno, to sam siebie z niego za włosy wyciągnął. Warto więc pamiętać, że nigdy nie było i nie ma barona, który potrafiłby wyciągnąć sam siebie za włosy z rozległego błotnego grzęzawiska. W tym kontekście w miłości i przyjaźni śmiało można oczekiwać postępu w dojrzałości i zmagania się ze swoimi słabościami. Czynić postęp w dojrzałości to – jak pisał ks. Jan Twardowski – pielęgnować miłość i przyjaźń jak dziecko, aby nie zwariowało, nie zaziębiło się, nie wyleciało przez okno jak ptak. Miłość i przyjaźń, aby były miłością i przyjaźnią, wymagają walki z egoizmem, pracy nad sobą i cierpliwości.
Dodatkowo imieniem przyjaźni jest lojalność. A być lojalnym to trwać w przyjaźni nawet pod nieobecność przyjaciela i pilnować jego spraw. Być lojalnym to tak się zachowywać wobec ludzi – pod jego nieobecność – aby się nie zawstydzić, gdy przyjaciel ponownie się pojawi. Z tej racji nielojalność tym bardziej jest potępiana, im dłużej trwa przyjaźń między osobami. Zatem żyć w przyjaźni to umieć ją wyrazić i pomimo nieśmiałości otworzyć przed nią swoje serce, a także gdy zajdzie potrzeba, bronić jej wartości. W przeciwnym razie będzie ona zagrożona. Chodzi o to, aby uczyć się na błędach innych, gdyż prawdziwa przyjaźń jest jak zdrowie, doceniamy ją wtedy, kiedy ją utracimy.
Podczas jednego z wykładów ks. Józef Tischner wyróżnił dwa rodzaje ludzi: tych, z którymi można odmawiać Różaniec i tych, z którymi można kraść konie. I zalecał, że lepiej się przyjaźnić z tymi, z którymi można kraść konie, gdyż z nimi również odmówi się Różaniec. Z ludźmi zarozumiałymi, czyli niezdolnymi do przyjaźni – można co najwyżej i to nie zawsze –uczynić jedynie to pierwsze.
Chodzi o to, że przyjazne spojrzenie, przyjazne słowo i przyjazne zachowanie zawsze jest początkiem wielkich cudów w życiu człowieka. Jeżeli tak się rzeczy mają, to jedna osoba odkrywając piękno drugiej osoby, staje się szczęśliwa i z przekonaniem wypowiada słowa: „dobrze, że Ty jesteś! Oj, dobrze!”.
Autor jest rzecznikiem prasowym Archidiecezji Krakowskiej i wykładowcą nauki społecznej Kościoła i dziennikarstwa Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II
w Krakowie.