Czytanie na dziś:
To, że plemiennie szaleństwo ogarnia w Polsce również politykę zagraniczną, to wiemy nie od dziś. Wizyta Donalda Trumpa musiała stać się tego szaleństwa ukoronowaniem.
„Nie wierzę politykom, nie...” – zespół Tilt, rok bodajże 1981. I tyle mogłoby wystarczyć za cały felieton. Ale chyba muszę się wytłumaczyć dlaczego nie – no i czy w ogóle komuś wierzę.
Nowy prezydent USA stworzył swoją własną, wygodną dla siebie religię i znalazł rzeszę gorliwych wyznawców. Nie wiadomo kto jest jej zwierzchnikiem, ale na pewno nie papież Franciszek.
Amerykańscy katolicy porównują go do boga Janusa, który miał dwie twarze. Trump z jednej strony broni życia nienarodzonych, z drugiej pogardliwie traktuje cudzoziemców. Oba oblicza pokazał w styczniu, miesiącu Janusa.
Nowy amerykański prezydent ruszył, jak to mówią, z kopyta. W pakiecie spraw, których szybkie rozwiązanie zapowiada, znajduje się obietnica kolejnego „resetu” w stosunkach z Rosją.
Pisała cały czas. Podobno ubierała się w suknie pełne kieszonek, w których trzymała skrawki papieru i ołówki
Egzotyczne potrawy, symulacje lotu samolotem i cyrkowe pokazy podczas świątecznych imprez firmowych. Siedmiometrowa chata z piernika i pluszowa ośmiornica na choince. Święta w San Francisco to prawdziwy kolorowy zawrót głowy.
Wydawało się, że właśnie dzięki mediom społecznościowym jeszcze łatwiej będzie weryfikować słowa polityków, jeszcze łatwiej będzie dotrzeć do prawdy. Rzeczywistość okazuje się inna
Patrzenie na wybory Amerykanów przez pryzmat sporów politycznych w Polsce nie ma sensu. Dla nas kluczowe są sprawy bezpieczeństwa. I tu nie ma się z czego cieszyć
Kiedyś sformułowanie „biała klasa pracująca” napawało dumą. Dziś brzmi jak zniewaga. Nie wszyscy wyborcy Trumpa wierzą, że nowy prezydent im pomoże, ale nie to jest ważne. Oni chcą być słyszalni. Chcą rewolucji.
-15%
-67%
-19%
Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki