Czytanie na dziś: Iz 52,13 – 53,12; Hbr 4,14-16; 5,7-9; J 18,1 – 19,42
W środowisku, w którym żył Jezus, za bliźniego należało uważać swojego rodaka. Ale już z cudzoziemcami nie było to tak jednoznaczne.
Jezusowe „tracenie życia” oznacza rodzaj ryzyka – ryzyka bycia protagonistą, wprowadzania w świecie zmian, a nie utrzymywanie starego porządku.
Musimy rozumieć, co to znaczyło „być dzieckiem” w społeczności biblijnego Izraela. Jakie dzieci miały prawa, jak o nich myślano, jak je traktowano.
Chrześcijaństwo jest radykalne, ale nie jest religią skrajności. Równowaga polega na tym, żeby odróżniać cel od środków i żeby to cel był pierwszy i ważniejszy.
Więzy rodzinne są ważne społecznie, są dobre dla człowieka. A Jezus mówi: jest coś jeszcze ważniejszego. Rodzina jest ważna w porządku naturalnym, ale nie można tych więzów sakralizować, nie można rodziny ubóstwiać.
Jezus nie przyszedł głosić idei narodowych. Owszem, mamy być lojalnymi obywatelami, ale to o Boga w chrześcijaństwie chodzi, a nie o budowanie takiego czy innego kształtu państwa.
Jezus mówi: to ja jestem nowym szabatem. Ja przynoszę prawdziwy odpoczynek. Nie jestem tylko reformatorem, który ułatwia życie.
„Nasz” oznacza jednak, że nie stajemy nigdy przez Bogiem sami, że modlitwa przekazana przez Jezusa wprowadza we wspólnotę Kościoła, włącza w modlitwę Kościoła.
Sensem posłannictwa Mesjasza nie jest ani cudowne zabezpieczenie materialne, ani ziemskie panowanie, ani czekanie, że aniołowie zrobią za nas to, co mamy do zrobienia.
Ewangelie nazywać będą Jezusa „Synem Bożym”. Ale On sam mówi zawsze o „Synu Człowieczym”, na dodatek w trzeciej osobie. I nikt Go o to nie pyta…
-70%
-64%
-15%
Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki