Przyczyną procesu była seria artykułów, jakie ukazały się w tygodniku, sugerujących, że Opus Dei działa niejawnie i prowadzi własną sieć szkół. Ich zapowiedzią była okładka z zakapturzoną postacią i napisem: „Kim są i jakie mają wpływy w Polsce”. Autorzy pisali, że organizacja prowadzi niejawną działalność, a wśród osób, które – jak to sformułowano - „zaprzeczają, że są w Opus Dei, choć się ich o to posądza”, wymieniano tak znanych polityków jak m.in. Tomasz Arabski, Radosław Sikorski, Jarosław Gowin i Kazimierz Marcinkiewicz. Opus Dei zaprzeczyła tym informacjom, stwierdzając, że nie jest „tajemniczą, elitarną organizacją katolicką”, a jej działania są jawne, upubliczniane i każdy może podjąć starania o członkostwo. Organizacja zdementowała także doniesienia, jakoby miała własną sieć szkół w kilku miastach, informując, że prowadzi „jedynie ośrodki, w których prowadzone są działania o charakterze kulturalno-formacyjnym”.
Redakcja „Newsweeka” odmówiła jednak publikacji zarówno sprostowania, jak i odpowiedzi prasowej organizacji. W tej sytuacji Opus Dei złożyła pozew z żądaniem, aby sąd nakazał uczynić to redaktorowi naczelnemu tygodnika Tomaszowi Lisowi. W lutym 2013 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał pozew za zasadny, stwierdzając, że sugestia, iż Opus Dei jest tajną organizacją prowadzącą niejawne działania, może naruszać jej dobra osobiste. Redakcja „Newsweeka” złożyła apelację od tego wyroku, argumentując, że trudno uznać za „nieuprawnione” oceny dziennikarzy, że Opus Dei jest elitarna, a ponadto wyrok Sądu Okręgowego zagraża swobodzie prasy. Została ona jednak oddalona pod koniec 2013 r przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Zdaniem SA analiza artykułu dawała bowiem podstawy do uznania, że „doszło do zagrożenia czci powoda”.
Tygodnik nie dawał jednak nadal za wygraną, składając skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Została ona właśnie odrzucona przez SN. Oznacza to ostateczne uwzględnienie pozwu Opus Dei o nakazanie redaktorowi naczelnemu publikacji sprostowania i odpowiedzi prasowej.