Po pierwsze widać, że w ostatnich latach nieznacznie, lecz stopniowo, zmniejsza się zarówno liczba osób wierzących, jak i odsetek tych, którzy oceniają swoją wiarę jako głęboką. Przybywa także osób niepraktykujących i praktykujących nieregularnie, przy jednoczesnym spadku osób modlących się codziennie. Także w sferze wyznawanej wiary dochodzą do głosu niepokojące tendencje: tylko 62% ankietowanych wierzy w zmartwychwstanie ciał (a zaledwie 34% w sposób zdecydowany). Zaledwie jedna trzecia Polaków wierzy, że po śmierci czeka nas niebo, piekło lub czyściec, za to aż 30% dopuszcza możliwość reinkarnacji. Najwięcej dyskusji wywołuje chyba jednak sondaż dotyczący zmian, których Polacy mają oczekiwać od Kościoła. Cztery piąte ankietowanych oczekuje umożliwienia osobom rozwiedzionym, żyjącym w nowych związkach przystępowania do Komunii Świętej oraz zgody Kościoła na stosowanie zapłodnienia in vitro. Ponad siedemdziesiąt procent badanych chciałoby, by Kościół zezwolił na stosowanie środków antykoncepcyjnych oraz na przerywanie ciąży w niektórych sytuacjach. Co najdziwniejsze, za tymi zmianami opowiada się połowa osób uważających siebie za głęboko wierzące.
Jaka powinna być reakcja Kościoła na takie badania? Po pierwsze sugeruje się, że należy pójść za oczekiwaniami wierzących i dostosować naukę wiary do ich oczekiwań. Sugeruje się, że skoro tak wiele osób odrzuca nauczanie Kościoła, to nie ma sensu zmuszać ich do łamania przepisów, lecz należy tak dostosować te ostatnie, by ludzie mogli żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Jest to dość pokrętna logika, wypływająca z czysto socjologicznego spojrzenia na Kościół, zgodnie z którym głoszona przez Niego nauka powinna wyrażać to, czego oczekują osoby określające się jako wierzące. Pomija się więc całkowicie to, co Kościół głosi od zawsze sam o sobie: że nie jest władcą prawd dogmatycznych czy moralnych, a jedynie ich sługą i przekazicielem.
Druga postawa, która wydaje się być bardziej właściwa, uznaje te badania za jeszcze jeden sygnał, wskazujący na konieczność głębokiego przemyślenia zarówno sposobu głoszenia wiary, jak i prawdziwej sytuacji Kościoła w naszym kraju. Człowiek współczesny domaga się głębszych uzasadnień dla proponowanych mu postaw moralnych. Nie wystarczy już odwołanie się do autorytetu Boga, Pisma świętego czy tym bardziej Kościoła, ponieważ wielu dzisiejszych wierzących uważa się za równie uprawnionych do interpretowania Objawienia, co wspólnota kościelna. Wybrzmiało to zresztą bardzo mocno w badaniach, skoro aż 52% ankietowanych twierdziło, iż wierzy na swój własny sposób, a jednak większość z nich uważała się za chrześcijan. Wydaje się więc, że na wszystkie trzy badania trzeba patrzeć łącznie: brak ugruntowanej, w pełni ortodoksyjnej wiary, jest jednocześnie przyczyną i skutkiem nieregularnego jej praktykowania, co ostatecznie powoduje niezachowywanie wszystkich zasad moralnych, obowiązujących katolików.