Logo Przewdonik Katolicki
Archidiecezja gnieźnieńska

Pałacowe dzieci

Monika Białkowska | 15.01.15r

Martynka na pytanie, kim chce być, jak dorośnie odpowiada, że koniem. Właśnie przegląda album ze zdjęciami z wakacji w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie jeździła na klaczy o imieniu Niwka.

 

Martynka mieszka w starym pałacu. Pałac ma dwa piętra, arkady i wielki balkon od frontu. Ma też najprawdziwszą na świecie wieżę, ośmiokątną, zupełnie jak w zamkach bajkowych księżniczek. Pałac otoczony jest mnóstwem zieleni i prowadzi do niego szeroki trakt – gdyby zamknąć oczy, z łatwością można by zobaczyć wjeżdżające tędy karoce.
Ale Martynka nie jest księżniczką. W pałacu w Kołdrąbiu mieszka z czterdzieściorgiem innych dzieci. Od wielu lat tu właśnie gnieźnieńska „Caritas” prowadzi Dom Dziecka.
 
Więzi
Pani Ania pokazuje mi budynek. Świetlica, duża jadalnia, kolorowe pokoje sala do nauki. Martynka słucha bajki, czytanej przez wychowawczynię. Chłopcy oglądają bajkę w telewizji. Raz po raz zagląda do nas któreś ze starszych dzieci. Wanda niedługo będzie kończyć gimnazjum, potem chce uczyć się w liceum plastycznym w Bydgoszczy. Pokazuje swoje rysunki. Szkołę wybiera się tu wspólnie. Wychowawcy słuchają, doradzają, a potem pozwalają podjąć decyzję. I boją się o swoich podopiecznych też podobnie, jak w rodzinnych domach: bo przecież to miasto, daleko, internat…
Duża część dzieci mieszkających w Kołdrąbiu ma swoje rodziny, które nie są w stanie zapewnić im właściwej opieki. Niektóre mogą się z nimi spotykać i wyjechać na wakacje, inne nie – decyzja zależy od sądu. W tym roku na Boże Narodzenie wyjechali prawie wszyscy. Rodziny chcące przyjąć dzieci na święta, mogły się zgłaszać przez żniński MOPS. Choć  w Domu Dziecka na Wigilię jest choinka, prezenty i kolędy to wiadomo, że nie jest to rodzina. Czy dla dzieci takie wyjazdy nie są robieniem złudzeń? Większość z nich nigdy nie trafi do adopcji, albo ze względu na wiek, albo przeszkody prawne.
- Dzieci lubią wyjeżdżać do domów – tłumaczy pani Ania. – Tam mają swoje „ciocie” i „wujków”, których się lubi, ale od których się wraca. W normalnych rodzinach dzieci też mają ciocie i wujków, mają przyjaciół, których kochają, ale rozumieją, że to nie to samo, co rodzice. Każdy człowiek potrzebuje takich więzi, one też.  
 
Rodzinny album
W świetlicy na parterze starsze dziewczynki przygotowują się do pokazu tańca. Włączają muzykę, gorączkowo dyskutują na temat choreografii – nie ma wszystkich, więc trzeba wprowadzić kilka zmian. Wreszcie zaczynają.
- Dziewczyny same przygotowują tańce – tłumaczy pani Ania. – W opracowaniu choreografii pomaga im pani Marzena. Ten akurat powstał na ubiegłoroczny Dzień Dziecka. Tańczyły też na festynie i w ramach podziękowania dla gości na Mikołajki. Kiedyś, również same, wymyśliły i zorganizowały występ dla swoich nauczycieli i dyrektorów szkół, zaprosiły ich do nas, nawet upominki miały przygotowane.
Przeglądamy kronikę. Przypomina trochę wielki, rodzinny album, z tą różnicą, że tu częściej o ludziach mówi się w czasie przeszłym. Dzieciaki rozpoznają swoich kolegów, młodszych o kilka lat. Niektórych już nie ma – znalazły nowe domy z mamą i tatą. Z jednej strony to wielka radość, bo przecież wiadomo, że to najlepsze wyjście. Ale po ludzku czasem tęskno, bo przecież zdążyło się je pokochać. Jak może nie brakować słodkiej, uśmiechniętej trzylatki albo malucha, którego trzeba było usypiać przytulaniem?
W kronice roi się od uśmiechniętych dziecięcych buź: z motocyklistami albo podczas zabiegów fryzjerskich. Są Pierwsze Komunie z rowerem w prezencie, są festyny, są wreszcie wakacje: w górach, nad morzem, na żaglówkach, na quadach, z harcerzami w Funce.
Kiedy pytam o byłych wychowanków, do świetlicy właśnie wchodzi pan Marcin z żoną i przyjacielem. Obaj tu właśnie się wychowali, teraz wracają, z prezentami dla dzieciaków albo tak po prostu, przejazdem. Jak do domu? – Może niekoniecznie jak do domu, ale jak do miejsca, w którym spędziło się te 15 lat – mówi pan Marcin. Zaraz potem przyjeżdżają kolejni goście. – To nasze przyjaciółki z „Kapitału Zaufania” – tłumaczy pani Ania i idzie zaparzyć herbatę. Na stole pojawiają się papiery i kleje, zaczyna się zabawa.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki