I teraz żałują. Dla jednych kampania Fundacji Mamy i Taty to strzał w dziesiątkę – ktoś wreszcie głośno powiedział o niedostrzeganych efektach masowego stosowania antykoncepcji hormonalnej; głosy oburzonych kwitują oni tylko powiedzeniem „uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Inni kwestionują wrzucanie wszystkich bezdzietnych do jednego worka z napisem „pęd za karierą i pieniędzmi”; nie każdy, kto na dziecko się nie decyduje, robi to z egoizmu i wygodnictwa, bo nie mając własnego kąta i stałego źródła dochodu, trudno podjąć decyzję o macierzyństwie. Dyskusja wokół dramatów aktorki z kontrowersyjnego spotu przysłania nam jednak dramaty prawdziwych ludzi. Bo czyż nie mamy współczuć kobiecie, dla której na bycie mamą – z różnych powodów, których przecież nigdy do końca nie znamy – jest zwyczajnie za późno? A tak zupełnie na marginesie: czy sformułowanie „mieć dziecko” nie brzmi w swej istocie egoistyczne?
A propos marginesów. Jakoś bokiem przemknęli nam w tej dyskusji o rodzicielstwie mężczyźni, ale chyba nie ma w tym nic dziwnego. Jak podaje miesięcznik „Charaktery”, panom wydaje się, że spędzają ze swoimi dziećmi co najmniej godzinę dziennie. W praktyce wychodzi niecała minuta, czyli mniej więcej tyle, ile zajmie Państwu przeczytanie tego tekstu. Skąd tak fatalny wynik? Stąd, że wspólne oglądanie telewizji, siedzenie z nosem w tablecie podczas zabawy z synem czy rozmawianie przez telefon na spacerze z córką do czasu poświęconego dzieciom się nie liczą. Czy mamy coś na swoje usprawiedliwienie? Ależ oczywiście! I wiele z tych wymówek brzmi naprawdę sensownie. Podobnie jak powiedzenie, że ojcem może zostać każdy, ale trzeba być kimś wyjątkowym, żeby zostać tatą. Jestem więc za tym, żeby przemianować obchodzone 23 czerwca święto na Dzień Taty. I oby mających okazję do obchodzenia go było jak najwięcej.