Zjawisko propagandy kojarzy się nam przede wszystkim z reżimami niedemokratycznymi, gdzie media masowe podporządkowane są władzy. Rzadziej łączymy je z ustrojami demokratycznymi, w których, jak ufamy, media wypełniają jedynie niezależną misję informacyjną, publicystyczną i kontrolną. Z demokracją za to skłonni jesteśmy wiązać takie działania jak public relations, które, w przekonaniu wielu z nas, nie są tożsame z propagandą. Nic bardziej mylnego. Edward Bernays, amerykański twórca public relations, w jednym z wywiadów przyznał: „propaganda stała się niewygodnym słowem, bo zdyskredytowali ją Niemcy podczas wojny. Dlatego starałem się znaleźć jakąś inną nazwę. Za stosowne słowo uznałem public relations”. Mimo że współcześni znawcy PR wskazują na pozytywną rolę tej dyscypliny w społeczeństwie, warto zapamiętać słowa Bernaysa.
Jako odbiorcy mediów, rzadko pamiętamy, iż niektóre docierające do nas przekazy nie powstają tylko z inicjatywy samych dziennikarzy, lecz także w wyniku działań PR-owskich najróżniejszych osób, instytucji publicznych czy korporacji. Mechanizm jest prosty. Branża PR dostarcza redakcjom niemal gotowe materiały, które po minimalnej „obróbce” trafiają do przestrzeni medialnej. Relacja taka jest korzystna zarówno dla mediów, które otrzymują gotowy dziennikarski „wkład”, jak i dla PR-owców, którzy w imieniu swoich klientów trafiają z różnymi przekazami do społeczeństwa. Szkopuł w tym, że relacja ta nie zawsze okazuje się korzystna dla nas, odbiorców, gdyż zamiast niezależnego dziennikarstwa, docierać do nas mogą w ten sposób treści o wydźwięku propagandowym.
W Wielkiej Brytanii, w celu ograniczenia współczesnych działań propagandowych, powstały organizacje obywatelskie, których członkowie opisują wszelkie przejawy podobnych praktyk w mass mediach. Zaglądając na stronę www jednej z takich organizacji – Spinwatch.org, znajdujemy między innymi: wywiad z doradcą medialnym NATO Jamie Shea, który opisuje, jak rządy i wojska „wygrywają” media podczas wojen, artykuły poświęcone nieprzejrzystym relacjom pomiędzy Downing Street 10 a mediami, i wiele innych.
Spinwatch uświadamia, iż zjawisko współczesnej propagandy przybiera bardzo różne formy, najczęściej bardzo trudne do rozpoznania. Stąd niezastąpiona rola samych obywateli w jej monitorowaniu. Swoją drogą, ciekawe, kiedy w Polsce powstanie odpowiednik brytyjskiego Spinwatch?