Na razie najbardziej cierpi Magdalena Ogórek, wystawiona do prezydenckiego wyścigu przez SLD. Jej wystąpienia są sztuczne, pełne równie buńczucznych co wytartych sloganów, a konwencja w Ożarowie Mazowieckim stała się obiektem niezliczonych szyderstw w internecie. Owszem, kandydatura Ogórek to polityczne dziwactwo, nie tłumaczy to jednak lawiny błota, jaka na nią runęła. Co gorsza, wiele seksistowskich komentarzy było autorstwa poważnych, wydawałoby się, dziennikarzy i politologów.
Wcześniej wizerunkowy pojedynek stoczyli dwaj główni pretendenci: urzędujący szef państwa Bronisław Komorowski i eurodeputowany PiS Andrzej Duda. Najpierw Twitter i Facebook zostały zalane zdjęciami z drzemiącą parą prezydencką. Komentatorzy drwili też z faktu, iż prezydent, ogłaszając swoją kandydaturę, czytał tekst przemówienia z kartki. Duda z kolei eksplodował energią podczas swojej konwencji, a kilka dni później chwalił się filmem ze swoich narciarskich wyczynów w Rabce. I znów w sieci pojawiły się fotografie porównujące „profesjonalnego” narciarza Dudę z nieporadnym, misiowatym Komorowskim, ledwie stojącym na deskach. Był i kontratak: Mirosław Drzewiecki, były minister sportu, zasugerował, że Duda podczas konwencji musiał być „na prochach”, a Wiesław Władyka i Tomasz Wołek przesunęli jeszcze dalej granice absurdu w polskiej publicystyce, twierdząc, że Duda w trakcie swojego wystąpienia prawdopodobnie „hajlował”.
Tym samym rodzi się pytanie, które powinni zadać sobie dziennikarze, blogerzy, użytkownicy portali społecznościowych: gdzie jest granica między złośliwą krytyką czy kpiarskimi porównaniami a „przemysłem pogardy”, z którym musiał się mierzyć np. śp. Lech Kaczyński. Jeden ze znanych żurnalistów stwierdził na Twitterze, że zestawianie „narciarskich” zdjęć Dudy i Komorowskiego należy do tego samego repertuaru metod, których używali właśnie przeciwnicy poprzedniego prezydenta. Problem w tym, że w latach 2005–2010 zdecydowana większość mediów oceniała działania Kaczyńskiego wyłącznie poprzez pryzmat jego niskiego wzrostu, wady wymowy czy rozlicznych wpadek medialnych. W przypadku Komorowskiego tak nie jest. O „przemyśle pogardy” można by mówić dopiero wtedy, gdyby 90 proc. publicystów uznało narciarskie perypetie obecnego prezydenta za ważne kryterium oceny jego prezydentury.
Tymczasem ci sami, którzy kiedyś śmiali się z powodu potknięć Kaczyńskiego, dziś robią dokładnie to samo w stosunku do Magdaleny Ogórek. A podobne traktowanie Komorowskiego uznają, rzecz jasna, za... niedopuszczalne.