Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla d a r ó w Nieba...
Tęskno mi, Panie...
Tak pisał nasz wieszcz narodowy Cyprian Kamil Norwid, będąc na emigracji, wspominając swój kraj, w którym nie marnowano nawet okruszyny chleba. Obserwując wszystko to, co się dzisiaj dzieje wokół nałożonego przez Rosję embarga na handel, a w związku z tym nadmiarem żywności, jaki powstał, widać, jak daleko odeszliśmy od wizji tego „norwidowskiego kraju”. Żyjemy w sytuacji niezwykłego paradoksu. Z jednej strony cieszymy się, widząc żniwiarzy na polach i robotników w sadach i 15 sierpnia, a więc w uroczystość Wniebowzięcia NMP, w wielu kościołach tradycyjnie wyrażaliśmy ową radość w modlitwie dziękczynnej za plony ziemi, tak przecież obfite w tym roku, a z drugiej strony słyszymy o nadmiarze żywności, z którą nie bardzo wiadomo co zrobić, a według sugestii ministra rolnictwa najlepiej „biodegradować”, czyli po prostu, mówiąc językiem dosadnym, zniszczyć. O czym ta sytuacja świadczy? Po pierwsze, na pewno o braku umiejętności przewidywania i dalekosiężnego myślenia, które uwzględniałoby nie tylko bezduszny ekonomiczny rachunek. Już bowiem w Starym Testamencie, gdy Józef był zarządcą w Egipcie wiedziano, że w czasach obfitych należy czynić zapasy, bowiem mogą się zdarzyć lata nieurodzaju.
Po drugie, nadmiar daje okazję, by się podzielić z tymi, którzy są w potrzebie i to nie tylko z najbliższymi, ale także z tymi z dalekich stron świata. Czyż grzechem wołającym o pomstę do nieba nie jest sytuacja milionów głodujących i umierających codziennie z tego powodu? W najbliższych dniach zapewne niejeden raz będzie przywoływana idea solidarności. Czyż nie warto wrócić do jej pełniejszego rozumienia, choćby takiego, o którym mówił nam św. Jan Paweł II w czasie trzeciej pielgrzymki na gdańskiej Zaspie?
Wreszcie zawirowania wokół żywności uwrażliwiają nas i na to, by zwrócić uwagę, że ciągle potrzebujemy nowych rozwiązań, koniecznych do zbudowania świata, gdzie zapanuje cywilizacja miłości. Wśród nich jest zasada prymatu być nad mieć. Oznaczać to może, że dobra nagromadzone dla siebie nie uszczęśliwiają w pełni, a miarą wielkości człowieka nie jest to, co posiada, lecz to, kim jest. Inaczej mówiąc, warto pamiętać, że dobra nagromadzone mniej znaczą niż dobra rozprowadzone, rozdane. Te ostatnie zaspokajają potrzeby, podczas gdy dobra zgromadzone są tylko zapasem. Po to gromadzimy, abyśmy mieli co rozdawać, w myśl słów samego Chrystusa Pana, że więcej radości jest w dawaniu aniżeli w braniu. Ostatecznie warto zapamiętać, że – jak śpiewa Stanisław Sojka – życie nie tylko po to jest, by brać... Słowa tej piosenki godne są, by je zadedykować wszystkim tym, którzy mają pokusy, by spalić nadmiar zebranego ziarna czy zaorać pola z warzywami, które rozdane mogłyby uradować wielu potrzebujących – w domach dziecka, domach opieki, szpitalach, schroniskach, czy też w rodzinach cierpiących biedę.