„Pomyślmy o naszych braciach ściętych na plaży w Libii; pomyślmy o tym chłopcu spalonym żywcem przez swoich towarzyszy, ponieważ był chrześcijaninem; pomyślmy o tych imigrantach wyrzuconych na pełnym morzu, bo byli chrześcijanami; pomyślmy o tych Etiopczykach zamordowanych przedwczoraj, ponieważ byli chrześcijanami... i wielu innych. Wielu innych, o których nie wiemy, cierpiących w więzieniach, ponieważ są chrześcijanami... Dzisiaj Kościół jest Kościołem męczenników: cierpią, dają życie, a my otrzymujemy Boże błogosławieństwo ze względu na ich świadectwo” – powiedział ojciec święty.
Papież wielokrotnie apelował do wspólnoty międzynarodowej, aby nie była „milcząca i bezczynna” wobec tych faktów. Wzywał, aby nie odwracać wzroku od ich cierpień. Paradoksalnie jednak, obojętność grozi także i nam – wierzącym. Ile bowiem można czytać i słuchać o naszych braciach i siostrach mordowanych za wiarę? Jednak kto jak nie my ma o nich pamiętać? Kto jak nie my ma za nich się modlić?
Po powrocie z Liturgii Wielkiego Piątku otrzymałem od znajomej wiadomość sms: „Dziś On umiera za nas. Wczoraj w Wielki Czwartek pięciu islamistów zamordowało 147 chrześcijan na uniwersytecie w Kenii. Czy jesteś gotów oddać za Niego życie”. Szczera odpowiedź nie jest łatwa.