„Dlaczego Barack Obama u progu kampanii wyborczej poparł małżeństwa osób tej samej płci? Bo umie liczyć”.
Tak rozpoczyna się korespondencja z Nowego Jorku Piotra Milewskiego, opublikowana w „Newsweeku” pod prowokacyjnym tytułem Prezydent wszystkich gejów. Deklaracja Obamy o poparciu związków gejowskich w sensie prawnym właściwie nic nie zmienia, bo tego rodzaju kwestie przynależą do prawa stanowego. Stwarza ona jednak zupełnie nową sytuację w wymiarze społecznym. Uruchamia nowe kierunki w myśleniu ludzi, zwłaszcza młodych, i prowadzi do destrukcji fundamentów życia społecznego i rodzinnego. A wszystko to nie dlatego, że prezydentowi USA zależy na dobru jakiejkolwiek grupy ludzi, ale z powodu zimnych kalkulacji, które mają prowadzić do reelekcji za wszelką cenę.
Pokazuję ten przykład – który ma też bez wątpienia swój światowy wydźwięk – by zwrócić uwagę, że podobne kalkulacje dotyczą także naszego kraju. Politycy w perfidny sposób podrzucają nam różne spektakularne pomysły i organizują przedstawienia ze swoim udziałem, by ściągnąć na siebie uwagę i zdobyć sympatię jakiejś grupy ludzi. Ot, pierwszy temat z brzegu: apostazja w weekend. Kiedy w mediach panuje polityczna posucha, to doskonały temat, by zaistnieć w oczach ludzi i dać się zapamiętać. Parę chwytliwych haseł i spektakularne gesty to młot i kowadło do wykuwania elektoratu nieświadomego działającej w tle propagandowej machiny, która cały spektakl przygotowała. I śmieje się z nabitej w butelkę gawiedzi. Sztukmistrz z Lublina jest zapewne pod tym względem przykładem wyjątkowym, ale tę samą metodę stosują również inni. Z lewej strony, z prawej i z tzw. centrum, do którego tak naprawdę nie wiadomo, kto dziś w Polsce należy.
Trzeba zachować dużo zimnej krwi i opanować wszelkie emocje, żeby nie dać się na takie przedstawienia złapać. I to nie tylko w ten sposób, że zacznie się pod wpływem emocji kogoś popierać, przyznawać mu rację, ale także popadając w lęk, że na przykład ta wspomniana apostazja to początek końca Kościoła w Polsce. A takie myśli niektórym, niestety, rzeczywiście do głowy przychodzą. I poparcie Obamy dla związków jednopłciowych, i happeningi przywódcy ruchu popierające swego założyciela to część strategii propagandowej. Nie można jej oczywiście lekceważyć, ale trzeba też zdecydowanie obnażać prawdziwe cele i zamierzenia polityków, by chronić siebie i innych przed manipulacją.
Życiorysy oraz zapisy wypowiedzi polityków pokazują, z kim naprawdę mamy do czynienia. Zmienność poglądów w połączeniu z zadziwiającą umiejętnością tłumaczenia tych zmian powinna zapalać ostrzegawczą lampkę. Jakaś ewolucja poglądów jest czymś zrozumiałym. Nowe doświadczenia, czasem rozczarowania kierunkiem, w jakim partia zaczyna podążać, mogą prowadzić do zmian. Pozostaje się jednak w określonym nurcie, po określonej stronie sceny politycznej. Gdy jednak ktoś nagle odrzuca to, co kiedyś ukazywał jako swój fundament, trzeba wołać: Ratuj się, kto może! I uciekać. Bo to statek, który wcześniej czy później pójdzie na dno.