I choć nie zmienia to zupełnie faktu, że religia w tej diecezji pozostaje w szkole, to jednak działanie to jest odbierane jako zapowiedź zmian. Także w samym Kościele pojawiają się głosy, że religia w salkach byłaby bardziej korzystna dla samych wierzących. Można jednak mieć wątpliwości: czy rzeczywiście powrót religii do salek spowoduje samoistne rozwiązanie obecnych problemów tego przedmiotu w szkołach? Czy odbierając katechezę w salkach bylibyśmy lepiej wyedukowani, a nasza wiara byłaby gorliwsza? Czy młodzież w salkach będzie mniej zbuntowana i bardziej pobożna? Szkolna religia, ze wszystkimi jej wadami i zaletami pokazuje prawdę o naszym stosunku do wiary oraz realnego zaangażowania w sprawy Kościoła. Nadzieja, że przeniesienie religii do salek poskutkuje jakąś nową falą wzrostu wiary i świadomości religijnej wydaje mi się wielce wątpliwa, jeśli nie utopijna. Szkolna katecheza niesie ze sobą kluczową wartość: dla wielu uczniów jest ona jedyną szansą na jakiekolwiek spotkanie z Kościołem. Znaczna część z nich nigdy wcześniej nie miała możliwości zapoznania się z problemami wiary, nie tylko w domu, ale także w parafii. Nawet jeśli jest to spotkanie niedoskonałe, z dużą dawką niechęci ze strony uczniów i ich rodziców, to jednak jest jakaś szansa, że cokolwiek z tego w nich zostanie. Spór o religię w szkole odzwierciedla polskie spory o Kościół i wiarę, wyjście do salek można by odebrać jako wygodny unik. Często styl sporu o religię budzi kontrowersje, lecz mechaniczne przeniesienie religii ze szkoły nie spowoduje, że przestanie on istnieć. Wreszcie religia w szkole odgrywa rolę kulturową: na tej lekcji stawiane są fundamentalne dla człowieka pytania, nie tylko wierzącego. Jej obecność daje szanse na budowanie samoświadomości oraz własnego rozwoju.
Zamysł powrotu religii do salek byłby ogromnym wyzwaniem organizacyjnym. Dla większości parafii „salka”, rozumiana tutaj jako miejsce do masowego kształcenia, oznacza byt nieistniejący, który zniknął w ciągu ostatnich 25 lat istnienia religii w szkole. O kosztach stworzenia infrastruktury nie warto nawet wspominać. Jednak warto pogdybać, jakie konsekwencje przyniosłaby ta zmiana w życiu rodziców. Pomysłodawcom powrotu religii do salek umknęło, że życie codzienne współczesnej rodziny zmieniło się: nauka dziecka nie kończy się o godz. 14.00 wraz z końcem lekcji. Po południu prowadzi się drugie życie edukacyjne – szkoły języków, nauka gry na instrumentach, klub sportowy czy korepetycje. Życie mieszczańskiego dziecka wypełnione jest od rana do wieczora. Bez większego ryzyka można powiedzieć, że większość rodziców nie znajdzie czasu, aby posłać dziecko do popołudniowej szkółki przykościelnej. Także dlatego, że w miastach coraz częściej dowozi się dziecko do szkoły poza dzielnicę zamieszkania. Dodanie do tego schematu lekcji religii, z uzasadnieniem, że „w salce jest lepiej” jest nie tylko nieracjonalne, ale zwyczajnie nierealne. Ktoś może powiedzieć, że to argument z wygodnictwa, ale jako wierzący i zarazem jako obywatele możemy oczekiwać od państwa i Kościoła ułatwienia nauki religii naszych dzieci, i nie ma w tym niczego złego.
Zatem projekt diecezji warmińskiej należy uznać za słuszny ze względu na komplementarność katechezy szkolnej i parafialnej, ale trzeba też pamiętać, że religię w szkole musimy poprawić, począwszy od metodyki, a skończywszy na jakości wykształcenia samych katechetów. Może jako wspólnota Kościoła powinniśmy uderzyć się we własne piersi i zapytać, czy lekcji religii uczą właściwe osoby, czy może przypadkowe? Czy niemal każdy wikary, niezależenie od talentu pedagogicznego, powinien uczyć religii? Zanim zaczniemy debatę nad wielką zmianą, postawmy proste pytania: czy te lekcje są ciekawe, czy inspirują uczniów i odpowiadają na ich potrzeby? Na koniec pytanie jeszcze bardziej przewrotne, czy salki będą synonimem głoszenia wiary, którą wycofuje się na bezpieczne barykady? Czy też szkoły pozostają miejscami gdzie walczy się prawdziwie o młodych wiernych?