Rzecz jasna, skutecznych rozwiązań takich sytuacji powinniśmy oczekiwać na poziomie struktur państwowych. Trudno bowiem oczekiwać, żeby przeciętna polska rodzina wzięła na swoje barki trud opieki nad rodziną uchodźców, dajmy na to, ze Wschodu. Jednak uważam, że równie dużo zależy od naszego nastawienia do całego problemu migracji i konkretnych ludzi, którzy za nim stoją.
A o tym, jak powinien reagować w takich sytuacjach chrześcijanin, przypomina nam papież Franciszek w swoim „Orędziu na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy” przeżywany w Kościele 18 stycznia. Pisze on prosto i jasno: „Odwaga wiary, nadziei i miłości pozwala zmniejszyć dystans dzielący od ludzkich dramatów. Jezus Chrystus wciąż oczekuje, aby Go rozpoznawać w migrantach i w uchodźcach, w uciekinierach i przesiedleńcach, i także w ten sposób wzywa nas, abyśmy dzielili się zasobami, niekiedy rezygnując z części naszego nabytego dobrobytu”.
Ojciec Święty przyrównuje przy tym Kościół do matki, która „otwiera szeroko swoje ramiona, aby przyjąć wszystkie ludy, nie czyniąc różnic i nie stawiając granic oraz by głosić wszystkim, że Bóg jest miłością”. Jednocześnie wzywa całą wspólnotę Kościoła – a więc nie tylko hierarchów, ale i każdego z nas – aby szerzyła w świecie kulturę przyjmowania i solidarności, zgodnie z którą nikogo nie wolno uważać za niepotrzebnego, będącego nie na swoim miejscu czy do odrzucenia.
Papież zwraca jednak uwagę na fakt, że dziś, w epoce rozległych migracji, migranci nierzadko wzbudzają nieufność i wrogość, nawet we wspólnotach kościelnych. Przypomina też, również mnie i mojej wspólnocie parafialnej, że w tym wypadku podejrzenia i uprzedzenia stają w sprzeczności z biblijnym przykazaniem, by przyjmować z szacunkiem i solidarnością przybysza będącego w potrzebie.
Przypuszczam, że w najbliższej przyszłości nie zetknę się raczej osobiście z żadną falą uchodźców. Jednak nie wolno mi tego czasu przeznaczyć na budowanie wokół siebie muru obojętności, egoizmu i niechęci, kwitując sprawę stwierdzeniem: Mnie ten problem nie dotyczy. To byłoby zupełnie niezgodne z Ewangelią, której mam być świadkiem.